poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Make It Last

 Hello... It's me, I was wondering If after all this years you'd like to meet
Witam wszystkich, czyli kogokolwiek kto tu zawitał, bo przecież ten blog umrał, więc to tak jakby zmartwychwstanie? Nie powiem, że tak, ale także, że nie. Zapewne nikt nie jest ciekawy czemu mnie nie było i co się stało, ale ogólnie życie i kompletny brak pomysłów. Nie mówię, że teraz będę wstawiać częściej bo prawdopodobnie nie T.T Jestem dość samolubną osobę i powiem Wam tylko tyle że od czasu do czasu może się coś pojawić jak dzisiaj. Akurat miałam ważne przygotowanie do matury i stwierdziłam że hej, mam 1000 lepszych rzeczy do roboty niż to, ale co mi tam! Ogólnie to zapomniałam że miałam bloga i że on jeszcze istnieje, weszłam i omg to tu dalej jest, a tego fica napisałam 2 lata temu i wierzcie czy nie skończyłam go, ale sama nie wiem czemu nie wstawiłam. Prawdopodobnie dlatego że nie do końca byłam zadowolona jak wyszedł. Ale dziś do niego wróciłam i jest to wersja z upgradem +2 lata. Co do shipu jest to SouMako, ( nie zraźcie się, traktujcie nie jako historię z Free, ale jako dwa odrębne światy) dziwne połączenie ale kiedyś wydawał mi się jako idealny ship, więc powstał z mojego ulubionego shipu, ulubionej piosenki i depresji. Nie będę dalej zanudzać, więc jeśli ktokolwiek tu jeszcze jest oprócz duchów zmarłych to zapraszam do czytania!
                                       




                              Piosenka dzięki której to opo się narodziło




Umierasz” To jedno słowo. Tak, krótkie i proste. Dla wszystkich znaczące tak wiele, ale zarazem tak trudne do zrozumienia. Wywróciło cały mój świat w jednej chwili. Tak po prostu, bez żadnych ogródek, wszystkie moje marzenia, sny o przyszłości o moim idealnym szczęśliwym życiu, które posiada każdy człowiek, zostały zmiażdżone w chwilę. Od tamtego momentu już nic nie było takie samo. Gdzie tylko spojrzałem wszystko przypominało mi o tym, że ja... umieram. Filmy których premiera przewidziana jest na drugą połowę roku, lot na Marsa, czy coraz to nowsze technologie i odkrycia. Wszystkie otaczające mnie wydarzenia, nawet te najmniejsze przyprawiały mnie o mdłości. Tym co najbardziej mnie przeraża jest świadomość, niemożności i mojej nie władzy na własnym życiem. Przeraża mnie także to, że nie będę świadkiem tylu rzeczy! Myśl o tym, że świat będzie dalej taki sam, będzie parł do przodu, nawet beze mnie, jest dla mnie druzgocąca. Nie mogę pogodzić się z faktem, że kiedy mnie już nie będzie nikt nie zwróci na to uwagi, nikt nie zapłacze a świat dalej pozostanie tak samo niewzruszony. Ale nie mogę się wiecznie oszukiwać i uciekać. Zawsze wiedziałem, że życie jest chorobą śmiertelną i wiele razy z tego żartowałem, ale teraz kiedy sam stanąłem twarzą w twarz ze Żniwiarzem, nie jestem w stanie poradzić sobie z prawdą i przyszłością, która mnie czeka. Śmierć jak i życie nas nie rozpieszcza. Życie możemy przeżyć jakkolwiek chcemy, ale nigdy nie będziemy w stanie wybrać odpowiedniego momentu i sposobu w jaki umrzemy. Śmierć jest właśnie tym potworem, który czai się pod Twoim łóżkiem i czeka na odpowiedni moment aby Cię zaatakować. Nie patrzy na to czy jesteś dobry, zły, czarny czy biały, wierzący czy nie. Śmierć jest nieunikniona, jedynie niektórzy mają to szczęście, że żyją dłużej od innych.





Odetchnąłem głęboko i spojrzałem w małe okno samolotu. W tym samym momencie słońce zaszło za chmurami, jakby nie chciało patrzeć na mój żałosny żywot. Wschody czy zachody słońca nigdy nie wydawały mi się piękne czy majestyczne, jednak ostatnio chciałem zapamiętać najmniejsze szczegóły otaczającego mnie, tętniącego życiem świata. Dlatego postanowiłem wyryć sobie ten mimo wszystko zapierający oddech w piersiach obraz w głowie, tak abym go nie zapomniał. Chciałem zapamiętać ten moment kiedy poruszałem się w powietrzu i mogłem spojrzeć na świat z góry i chociaż przez chwilę poczułem że mam władzę. Ostatnio wszystko mnie interesuje i chcę się więcej dowiedzieć i uczuć. Wydaje mi się to dziwne i przerażające, że u kresu mego życia tak naprawdę poczułem wolę żeby żyć. Jednak jest jedna rzecz której unikam jak ognia, są to wiadomości, nie ważne czy radiowe bądź telewizyjne. Myśl o tym, że tylu rzeczy nie doświadczę i to że nawet jak mnie nie będzie Ziemia dalej będzie się obracać wokół Słońca, a ludzie będą żyć swoimi życiami jak gdyby nic się nie stało, nie daje mi spokoju. Staram się o tym nie myśleć, ale to dalej trudne. Od wizyty u lekarza minęły dwa tygodnie. Pierwszy tydzień spędziłem w swoim łóżku, ledwo jedząc czy pijąc, nie dopuszczając do siebie słów lekarza. Tak bardzo chciałem aby to okazał się tylko zły sen, z ktorego lada chwila się obudzę i wszystko będzie w porządku. Na początku tego tygodnia wszystko zaskoczyło, mój umysł w końcu zrozumiał i przyjął do wiadomości co się dzieje. Uderzyło tak mocno że płakałem do poduszki przez kilka dni, dalej starając się wyprzeć to co najgorsze.Jednak już wiedziałem że to wszystko dzieje się naprawdę, to nie żaden ckliwy film w którym bohater umiera. Widziałem ich dziesiątki, jednak różnica jest taka, że teraz ja jestem bohaterem a wszystko dzieje się w realnym świecie. Myślałem o wszystkich rzeczach które zawsze chciałem zrobić, a których nie będzie mi dane. Pierwsze co zrobiłem kiedy w miarę doszedłem do siebie, to kupienie pierwszego biletu do USA. Nie wiem czemu akurat tam, zawsze chciałem zwiedzić świat, pomagać ludziom, znaleźć miłość swojego życia i razem się zestarzeć. Niby tak proste marzenie, a tak trudne do spełnienia. Wydaje mi się, że wybrałem USA dlatego, że to miejsce wolności. Głupia myśl, ale chyba chciałem uwolnić się od samego siebie i mojej jakże krótkiej przyszłości. Zapomnieć i żyć dalej, jednak to nie takie proste. W życiu nic nie jest proste. Odetchnąłem głęboko starając się uspokoić moje kołatające serce, ale nagle poczułem mocny ucisk w klatce piersiowej, jakby słoń na mnie usiadł. Szybko usiadłem prosto i zaparłem się rękoma jak najmocniej potrafiłem o swoje kolana. Starając się zachować spokój wykonywałem malutkie wdechy. Po 5 minutach ból zelżał i mogłem znów normalnie oddychać. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy z pustego obok mnie siedzenia. Każdy nie ważne co by robił byłby wstanie zobaczyć łzy spływające po mych zaczerwienionych z wyczerpania policzków. Spojrzałem w okno i powoli odpłynąłem.



Kilka godzin później obudziła mnie stewardesa mówiąc, że jesteśmy na miejscu. Powoli przetarłem oczy, podniosłem się i wyszedłem z samolotu na rażące słońce Los Angeles. Spojrzałem na zegar 11 rano. Czas coś zjeść, mimo iż lubię latać to nigdy nie potrafię się przemóc do samolotowego żarcia, chociaż i tak jest lepsze niż kilka lat temu.Wolnym krokiem, jakbym miał cały czas na świecie, poszedłem odebrać swój bagaż i do odprawy. Spokojnym krokiem wyszedłem z lotniska i skierowałem się w stronę jakiegokolwiek najbliższego hotelu, w którym prawdopodobnie spędzę kilka  pierwszych dni. Po jakiś 5 minutach pot lał się ze mnie strumieniami i dyszałem jakbym przebiegł maraton. Rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś miejsca gdzie mógłbym się czegoś napić i ochłonąć. Pierwsze co dostrzegły moje oczy to oczywiście nic innego jak Starbucks. Być w Ameryce i nie iść do Starbucksa to wręcz przestępstwo. Powoli powlokłem się w kierunku lokalu i odetchnąłem z ulgą kiedy wszedłem do chłodnego pomieszczenia. Zamówiłem karmelowa macchiato i krem brulee po czym znalazłem idealne miejsce w kącie. Czekając na zamówienie zacząłem rozmyślać, nad zaleceniami lekarza. W końcu mogłem odtworzyć całą sytuację i przestudiować wszystko co mówił doktor bez rozpłakania się na samą myśl, więc to już był jakiś postęp. Zaskoczyło mnie to jak szybko ludzie potrafią przystosować się do trudnych sytuacji. Nasz system obronny naprawdę jest niesamowity. W końcu gdyby nie on ludzie nie byliby w stanie funkcjonować z myślą że wszystko co robią jest bezużyteczne, bo pewnego dnia i tak skończą w piachu. Wracając do tematu ,lekarz zabronił mi wielu rzeczy, takich jak, kawa, duży wysiłek, właściwie to jakikolwiek ruch, poza przechodzeniem z pokoju do pokoju, jakiekolwiek fastfood'y czy słodycze, ale co mnie to, zawsze uważałem na to co jem, żeby być zdrowym, ale co mi po tym skoro moje życie i tak chyli się ku końcu. Postanowiłem że chcę spędzić resztę swojego życia robiąc to na co mam ochotę, nie patrząc na konsekwencje. Nikt mi nie będzie mówił jak mam spędzić tę resztkę życia, która mi została. Jeśli mam umrzeć, to chcę umrzeć wiedząc, że zrobiłem wszystko co chciałem. Nie chcę niczego żałować. Minęło pół godziny i zacząłem się zastanawiać co ja właściwie teraz ze sobą zrobię. Przyleciałem tu bez żadnego planu, nawet nie zarezerwowałem hotelu, już nie wspominając o powiadomieniu znajomych czy szefa o tym że wylatuję. Na myśl o moich znajomych poczułem ucisk żalu w sercu, od 2 tygodni zamartwiali się mną i chcieli się dowiedzieć co się stało, a ja jak tchórz uciekłem bez żadnych wyjaśnień. Będę musiał im powiedzieć, ale... jeszcze nie teraz, nie jestem na to gotów. Znów odetchnąłem, wyjąłem laptopa i zacząłem przeszukiwać strony z hotelami. O pieniądze nie musiałem się martwić. Kiedy moi rodzice zmarli w katastrofie samolotowej ja i moje młodsze rodzeństwo odziedziczyliśmy niezły majątek. To co boli mnie najbardziej, to fakt że zostawię tych maluchów bez wsparcia, znowu zostaną osamotnieni, a mnie już nie będzie żeby ich pocieszyć. Najbardziej martwi mnie ich przyszłość, tak bardzo chciałbym zobaczyć jak kończą studia i zakładają rodziny. Czasem mam luksus tego że zapominam ile rzeczy stracę, jednak są to tylko chwilowe momenty, po chwili wszystko i tak wraca. Szukając hoteli postanowiłem, że nie będę osiedlał się w jednym miejscu na długo, chcę zwiedzić tyle miejsc ile dam radę. Powoli wstałem i wyszedłem w ten nieziemski upał i skierowałem się w stronę hotelu, który jak mówiła strona był jak najbliżej mojej lokalizacji. Szedłem już jakieś dobre 15 minut, tempem zdrowego człowieka max 7 minut i  zobaczyłem wielki plakat jakiegoś zespołu, który dzisiaj grał koncert w jednym z pobliskich barów. Nie wiem czemu, ale coś zaintrygowało mnie w tym plakacie, może to jakich intensywnych kolorów użyli, czy może wyraz twarzy jednego z członków. Stałem jak wryty wpatrując się w postać na plakacie, która z każdą chwilą intrygowała mnie bardziej. Nie wiem co się stało ale jego oczy wciągały mnie jak oceaniczny wir, z którego nie ma ucieczki. Potrząsnąłem głową i powoli ruszyłem dalej, starając się nie odwracać. Jednak tak się zagapiłem że  wpadłem na kogoś i oczywiście upadłem z hukiem na tyłek. Jak zawsze z gracją. Ehhhhh. Podniosłem oczy, żeby zobaczyć gościa-szafę, który mnie przewrócił i zamarłem. Te niebieskie jak ocean oczy, od których nie potrafiłem oderwać wzroku. Tak głębokie i piękne.
"Jesteś pewien że wszystko z nim w porządku? Nie wygląda za dobrze." Powiedział ten co stał koło człowieka-szafy, którego nawet nie zauważyłem.I o matko, szedł bez koszulki! Ohhh te mięśnie wręcz idealne, ale wróciłem wzrokiem do jego bardziej intrygującego kolegi i znów utonąłem w głębi jego oczu. Jestem pewien że właśnie z otwartej na oścież gęby poleciała mi ślina. Starałem się otrząsnąć i wstać, kiedy nagle przed moimi oczami pojawiła się wielka opalona dłoń. Ująłem ją, i ohhhh jaka ciepła, powoli wstałem i otrzepałem tyłek z kurzu. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem bandę chłopaków, około 20-25 lat, wszyscy bez koszulek i z ręcznikami na ramionach. Spojrzałem na nich i na plakat, który znajdował się zaraz za mną i tak. To goście z tego plakatu. Gość szafa, który mnie przewrócił spojrzał na mnie, uśmiechnął się podał mi rękę i przedstawił.
" Hej. Sorry, nic Ci nie jest? Zagadałem się z kolegami i kompletnie nie zwróciłem uwagi gdzie idę." Kiedy otworzył usta i zaczął mówić, nogi zmieniły mi się w watę i prawie upadłem. Jeszcze nigdy nie słyszałem tak głębokiego głosu, aż dostałem dreszczy. Uspokoiłem oddech, który gwałtownie przyśpieszył, serce waliło mi jak szalone, a w gardle miałem kluchę. "Nic mi nie jest, dziękuję za troskę" Uśmiechnąłem się nieśmiało i przerzuciłem torbę na ramię. "Przepraszam, ale bardzo się spieszę." Szybko wyminąłem grupę chłopaków, chyba starali się mnie zatrzymać, ale jakimś cudem poczułem jakby dawna sprawność fizyczna powróciła i popędziłem przed siebie. 5 minut później byłem już w pokoju hotelowym, powlokłem się do sypialni i padłem na łóżko. Chciałem się przespać, ponieważ moje ciało stało się strasznie ociężałe, może to od długiego lotu, albo od tego że powinienem wziąć leki już przeszło 2 godziny temu. Ale w tym momencie nie za bardzo mnie to obchodziło, tylko jedna rzecz, a właściwie osoba, zaprzątała mi głowę. Przed oczami ciągle miałem twarz tego nieziemskiego chłopaka. Przypomniała mi się głębia jego głosu, ciepło jego dłoni i przeszywający wzrok.  Zadrżałam i starałem się myśleć o wszystkim tylko nie o niebieskookim. Ale słabo mi to wychodziło. Leżałem tak kilka godzin i kiedy wbiła 16 postanowiłem że dość leżenia. Nie przyjechałem tu żeby leżeć. Zażyłem leki, mając nadzieje, że spędzę resztę dnia bezproblemowo. Do małego plecaczka spakowałem najważniejsze rzeczy w tym wielką torebkę leków które musiałem jeszcze dzisiaj zażyć. Zmieniłem spodnie na kąpielówki, ubrałem szorty, podkoszulek, który opinał moje muskularne ramiona i odwróciłem się w stronę lustra. Spojrzałem na i zamarłem. To nie ja, ja tak nie mogę wyglądać, pomyślałem. Czy przez te 2 tygodnie aż tak się zmieniłem? Podszedłem do lustra i dotknąłem wielkich worów pod oczami, lekko zapadniętych policzków, podniosłem podkoszulek i zobaczyłem lekko wklęsły brzuch. Mięśnie dalej były imponujące, ale wyglądałem strasznie. Na pewno niezdrowo. Lekarz mówił, że są to bardzo silne leki i mają silne skutki uboczne,ale nie sądziłem, że po 2 tygodniach aż tak się zmienię. Wiem że ostatnio nie byłem wielkim fanem posiłków, ale nie sądziłem że tak szybko mogę się zmienić. Moje ciało zlał zimny pot, a poznany rano nieznajomy szybko wyleciał mi z głowy za to przerażenie i smutek zajęły jego miejsce. Osunąłem się na kolana i z gardła wyrwał głośny szloch. Szatyn tak  oderwał mnie od rzeczywistości, że kompletnie zapomniałem dlaczego tu przyleciałem, rzeczywistość znów uderzyła we mnie z pełną siłą. Dreszcze  stały się tak mocne, aż szarpały moim wychudzonym ciałem, nim się zorientowałem moje policzki były całe mokre i leżałem na ziemi. Po 40 minutach moje ciało i umysł w końcu się uspokoiły. Na trzęsących nogach poszedłem do toalety i obmyłem zaschnięte już łzy. Wziąłem trzy drżące oddechy, wytarłem twarz, ściągnąłem przemoknięty potem podkoszulek, spodnie szybkim ruchem i wskoczyłem pod gorąc prysznic. Chciałem zmyć z siebie to wszystko. Ból, smutek, przerażanie i najlepiej całą rzeczywistość, która mnie otacza. Zostały mi dwa wyjścia mogę  powoli patrzeć jak zmieniam się w żyjącego trupa i przestaję być sobą, albo zakończyć to wszystko teraz. To nie pierwszy raz kiedy mam takie myśli, już pierwszego dnia wiedziałem co będzie dla mnie najlepsze. Kiedy leżałem w domu wiele razy myślałem czy by nie zakończyć swojego cierpienia. Wiem co mnie czeka i to mnie przeraża. Nie zrobiłem tego ponieważ czułbym jakbym przegrał, że to nie takie proste. Jeśli teraz się zabiję, co mi to da? Jasne, ominie mnie to całe zmienianie się w żyjącego trupa, ból i strach, ale nic na tym nie zyskam. Jeśli dalej mogę chodzić, to tyle mi wystarczy. To wystarczająco żebym spełnił swoje marzenia. Nie wiem ile stałem pod tym prysznicem, ale kiedy wyszedłem cała łazienka była w parze, wziąłem ręcznik wytarłem się i z ręcznikiem owiniętym na biodrach wyszedłem na balkon. Spojrzałem na rozciągającą się przede mną panoramę. Piękna plaża po której spacerowali  ludzie, fale obijające się o brzeg ptaki zataczające koła na niebie. Słońce które zaczynało chylić się ku zachodowi. Szum fal, zapach morza, lekki wiatr. Postarałem skupić wszystkie swoje zmysły na otaczającym mnie świecie. Wsłuchałem się w odgłosy miasta, które szykowało się na nadchodzący wieczór. Usłyszałem rozmawiających ludzi, jeżdżące auta, to jakiś dzieciak zaczął krzyczeć, za chwilę za to niedaleko ptak zaśpiewał. Lekki uśmiech wystąpił na mej twarzy. Te odgłosy, to odgłosy życia. Coś czego niedługo nie będę w stanie już usłyszeć i poczuć. Odetchnąłem i nagle poczułem to. Ucisk w piersi, odwróciłem się w stronę pokoju, ale kiedy tylko postawiłem jeden krok, poczułem jakby ktoś rozrywał mnie na pół, ból w piersi stał się tak mocny, że w jednej chwili zwalił mnie z nóg. Upadłem z jękiem bólu. Próbowałem zaczerpnąć powietrza, ale nie potrafiłem. Spróbowałem znów i dalej nic. Płuca zaczęły mnie piec, poczułem łzy w oczach, ponieważ ból w piersi stał się nie do zniesienia, już nie mogłem powstrzymywać jęków bólu. Jakimś cudem doczołgałem się do mojej torby, w której miałem specjalne zastrzyki rozkurczowe. Mroczki przed oczami z powodu braku powietrza stawały się coraz większe, ale nie dawałem za wygraną. Wywaliłem z torby wszystko, ale nigdzie nie mogłem znaleźć strzykawek. Rozglądałem się po pokoju i znalazłem je, leżały na stoliku przy łóżku. Resztkami sił doczołgałem się do nich i trzęsącymi rękoma wziąłem jedną z ogromnych strzykawek wypełnionych fioletowym płynem. Szybko ściągnąłem osłonkę z igły i wbiłem ją w ramie wstrzykując lodowaty płyn, który szybko rozszedł się po moim organizmie. Po chwili nastąpiła ulga, moje ciało w końcu się rozluźniło i mogłem złapać oddech. Łapczywie wdychałem powietrze, moje płuca paliły jakby ktoś je podpalił, jednak z każdą chwilą ból malał, aż prawie całkowicie zniknął. Wyciągnąłem z siebie strzykawkę i odrzuciłem ją gdzieś na bok. Moje ciało z każdą chwilą stawało się ociężałe, a powieki same się zamykały. Odetchnąłem i pochłonęła mnie pustka.
                                                                     
                                                                ~ 

   Tachibana-san proszę pamiętać, tych zastrzyków proszę używać tylko w ekstremalnych sytuacjach. Są to bardzo silne leki, działają natychmiastowo, jednak proszę pamiętać, że mają silne skutki uboczne, oraz powodują chwilowe otępienie, senność i wymioty.  Działa świetnie, ale wywiera bardzo duże obciążenie dla pańskiego ciała. Proszę pamiętać że pana codzienne leki także są bardzo silne. To jest ostatnia deska ratunku i nie można jej za często używać. Proszę o tym pamiętać
                                                                    
                                                                 ~ 

Obudziłem się w prawie kompletnej ciemności, leżałem tak z 10 minut pozwalając czuciu powrócić do mojego ciała. Postarałem się podnieść i poczułem ból w każdej komórce swojego ciała. Przypomniało się co mówił doktor, ale nie sądziłem że będzie tak źle. Usiadłem na podłodze i poczułem falę mdłości. Szybko wstałem i rzuciłem się do toalety. Kiedy skończyłem nie wydawało mi się żebym w te dwa tygodnie tyle zjadł. Umyłem zęby i spojrzałem na czarniejące już niebo. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc wziąłem wcześniej spakowany plecak, już chciałem wyjść ale popatrzyłem na torebkę z lekami. Wróciłem się, łyknąłem dawkę leków składającą się z 5 różnokolorowych tabletek. Spojrzałem na małą torebkę z moją tak zwaną "deską ratunkową" i wrzuciłem kilka strzykawek do plecaka. Powolnym krokiem wyszedłem z hotelu i ruszyłem przed siebie. Wszystko bolało jak cholera, ale nie był to ból nie do zniesienia. Skierowałem się w stronę plaży, ściągnąłem buty i usiadłem na piasku, który dalej był lekko ciepły od promieni słonecznych. Słońce całkowicie już zaszło a ludzie zmierzali w kierunku barów, przez co plaża stała się cicha i lekko mroczna. Może stało się czarne i złowrogie. Zafascynowany patrzyłem w niekończącą się ciemność i zastanawiałem się czy tak wygląda śmierć. Czy to po prostu bezbolesna ciemność, która cię otacza i odbiera Ci wszystkie zmysły? Heeh... Chyba to właśnie mnie czeka. Spojrzałem w niebo, nie pozwalając sobie załamać się kolejny raz, tego dnia i tak dużo przeżyłem i nie miałem już sił na kolejny atak. Położyłem się i patrzyłem zafascynowany w gwiazdy, raz za razem wypatrując konstelacje o których uczyłem się w szkole. Patrzyłem na nie z niezwykłym zapamiętaniem, studiowałem każdą najmniejszą gwiazdę, jakby zaraz miały zniknąć. Jednak to nie one znikną tylko ja, pomyślałem. Powoli wstałem i ruszyłem w stronę morza. Kiedy ciemne fale dotknęły moich stóp poczułem ulgę. Woda wcale nie była zimna, miała idealną temperaturę, idealnie schładzała moje rozgrzane jeszcze ciało. Dawno temu moim marzeniem było wykompanie się w morzu nocą i to teraz zamierzałem zrobić. Kąpanie w nocy to naprawdę doświadczenie nie do zapomnienia! Stał się to mój nowy cel, jednak  nie spełnię go dzisiaj. Kocham pływać, ale pływanie w moim teraźniejszym stanie nie jest dobrym pomysłem. Poza tym leki które zażyłem już sprawiły, że stałem się ociężały.Wyszedłem z wody i zdecydowałem przejść się nad brzegiem, powoli podziwiając nocną scenerię. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w otoczenie. Zauważyłem że ostatnio bardzo często to robię, ale działało to na mnie kojąco, mimo że otaczała mnie ciemność to dalej czułem, a to oznaczało że jeszcze żyję. Ciszę przerwały odgłosy z jakiegoś nadmorskiego klubu. Powoli skierowałem się w jego kierunku bo nie miałem innych planów na wieczór, a spanie wydawało mi się tak wielkim marnotrawstwem czasu. Im bliżej byłem tym więcej krzyków radości słyszałem i zbliżałem się do plakatu przy barze, który przedstawiał grupę chłopaków na których rano wpadłem. Zdecydowałem że zajrzę do środka i przekonam się na własne oczy czy to na pewno oni. Mimo iż nigdy nie lubiłem takich imprez ani wielkich tłumów, byłem bardzo ciekawy co mogą grać i jak im to wychodzi. Mimo mojej niechęci do tłumów, kupiłem bilet i wszedłem do środka. Nagle poczułem się jakbym bym się przeniósł do innego świata. Muzyka, którą grali była nie do opisania. Było to coś pomiędzy stonerem a rockiem, jednak bardzo uspokajające. Były to bardzo powolne i w pewnym stopniu rozluźniające nuty. Gitara miała bardzo ciepłe brzmienie, a perkusja była pięknym tłem. Pomieszczenie było bardzo zadymione co nie było dla mnie za dobre, przez co, co chwila kaszlałem. Mimo że muzyka była piękna, i chciałem słuchać jej dalej to czegoś mi tu brakowało, kiedy po 3 minutach intro nic się nie działo, dałem za wygraną ciągłemu kaszlu kiedy i już kierowałem się do wyjścia, ktoś zaczął śpiewać. Znałem ten głos, tak głęboki i piękny. Odwróciłem się i zastygłem w miejscu. Na środku sceny stał chłopak na którego rano wpadłem. To musi być on, ten głos. Nie da się go zapomnieć. Wszystkie instrumenty i jego głos współgrały ze sobą tak wspaniale, że nie mogłem oderwać od nich wzroku, ani się ruszyć. Jakby mnie zahipnotyzowali. Spojrzałem na niebieskookiego i w tym momencie nasze oczy się spotkały. Zobaczyłem lekkie zaskoczenie, które przeszło w szeroki uśmiech. Jego oczy tak głębokie i piękne, nie mogłem oderwać od nich wzroku. Najgorsze było to, że on wiedział co mi robi i nie zerwał kontaktu wzrokowego. Stałem tam i patrzyłem na niego, nie mogłem nawet mrugnąć, kiedy nagle piosenka się skończyła. Szybko doszedłem do siebie i wyszedłem, a raczej wybiegłem z klubu w zimną noc. Odetchnąłem i starałem się uspokoić, serce waliło mi jak szalone, a policzki były gorące, zapewne wyglądały jak dwa pomidory. Przyklęknąłem na piasku i ukryłem twarz w dłoniach. Co to było do cholery?! Usłyszałem brawa i jakieś wrzaski, ale starałem się na to nie zwracać uwagi. Wstałem i powoli odszedłem w kierunku z którego przyszedłem. W drodze do hotelu myślałem tylko o tajemniczym chłopaku, jego pięknych oczach i wspaniałym głosie, którego wspomnienie dalej przyprawiało mnie o dreszcze.


                                                    ~

Tonę. Ciemność zaczęła mnie pochłaniać. Od koniuszków palców u stóp, do mojej głowy. Mimo iż wiem, że tonę nie potrafię się ruszyć. Jakbym był owinięty łańcuchem a coś ciągnęło mnie w dól, do jeszcze większej ciemności niż w tej które się teraz znajdowałem. Ciemność była tak gęsta, że już nawet najmniejszy promyk słońca nie potrafił się przez nią przedrzeć. Cały strach który czułem przesłoniła panika. Panika tak mocna, że nie potrafiłem kontrolować swojego ciała. Zacząłem się rzucać, starając się wyzwolić z łańcuchów, które trzymały mnie w miejscu i nie pozwalały się ruszyć. Nie mogłem nic zrobić, ból w moich płucach powiększał się z każdą chwilą, wiedziałem co mnie czeka ale nic nie mogłem zrobić, ta wiedza przestraszyła mnie tak bardzo że wypuściłem resztki powietrza i zachłysnąłem się wodą, która była ciemną lepką mazią, która zwycięsko rozchodziła się po moim ciele. Wszystko zaczęło zanikać, aż w końcu została tylko ciemność.

                                                   ~
Obudziłem się z krzykiem, cały zlany potem. Złapałem się za gardło i odetchnąłem. Porozglądałem się wokół siebie i zobaczyłem że jestem w pokoju w hotelowym w  łóżku. Opadłem na poduszki i starałem się uspokoić. Ostatnio bardzo często miewam koszmary, odkąd dowiedziałem się o mojej chorobie. Czasami nie śnię w ogóle jest tylko ciemność, a czasami koszmary. Wstałem, wziąłem kolejną dawkę kolorowych tabletek i poszedłem pod szybki prysznic. Kiedy wyszedłem moje ciało dalej lekko drżało. Spojrzałem na siebie i zobaczyłem jeszcze większe wory pod oczami. Odwróciłem się od lustra bo nie mogłem na siebie patrzeć. Moje odbicie mnie przerażało. Wytarłem się i spojrzałem na zegar. 8.30 Czyli spałem jakieś 5 godzin. Kiedy wczoraj wróciłem, nie mogłem przestać myśleć o przystojnym wokaliście. Co chwila miałem jego twarz przed oczami, przez co nie mogłem zasnąć. Na wspomnienie tego jak wczoraj na mnie patrzył dalej wyskakiwały mi rumieńce. Potrząsnąłem głową, ubrałem się i wyjąłem laptopa. Uznałem, że to czas dać znać mojemu szefowi co się dzieje. Ciekawe jak przyjmie to że rzucam pracę? Albo to że no nie wiem, umieram? Bo to że rzucam pracę w tym wypadku nie jest takie najgorsze. Napisałem mu bardzo obszernego emaila wyjaśniając moją sytuację oraz gdzie jestem. Poprosiłem go także aby przekazał wszystkim informacje. Jestem cholernym tchórzem, który nie potrafi powiedzieć swoim znajomym w jakiej jest sytuacji. Jestem żałosny. Moje rozmyślenia o tym jak okropną osobą jestem przerwało mi burczenie brzucha. Chyba czas na śniadanie, właściwie jak tak myślę to wczoraj wypiłem tylko kawę i zjadłem krem brulee. Ehhh zdrowe odżywianie, chyba w mojej szlachetnej dupie... Wziąłem plecak i wytoczyłem się z hotelu. Słońce i gorące powietrze już od samego wyjścia na dwór były nie do zniesienia. Musiałem przesłonić oczy ręką, ponieważ było tak jasno. Jeśli się nie mylę któreś z moich leków powodowały nadwrażliwość na słońce. Ubrałem okulary przeciwsłoneczne i ruszyłem w poszukiwaniu jakiejś restauracji. Znalazłem ciekawie wyglądającą restaurację pod nazwą " U Papy Jacka", wszedłem do środka i była to typowo amerykańska restauracja z obrusami w kratkę i oczywiście  wypełniającym ją zapachem świeżo parzonej  kawy. Usiadłem przy stoliku i zamówiłem jajecznicę z bekonem i tostami, oraz herbatę mrożoną. Czekając na śniadanie wyjąłem laptopa i przeglądałem miejsca które mógłbym odwiedzić. Chciałem iść na plaże, ale zapewne będzie tam pełno ludzi, więc postanowiłem, że tak jak poprzedniej nocy wyjdę wieczorem i w końcu popływam nocą. Życie na krawędzi normalnie jestem tak szalony że Chuck Norris by się wystraszył. Kiedy przyszło śniadanie dalej przeglądałem mapy LA i starałem się cokolwiek zjeść, mimo że mój organizm domagał się jedzenia to nie czułem takiej potrzeby. Kiedy tylko zjadłem kawałek jajecznicy, poczułem falę mdłości. Odsunąłem od siebie talerz i wziąłem tosta. Kiedy tak go powoli skubałem, do restauracji weszła większa grupa ludzi. Śmiali się i byli bardzo głośni, co zaczęło mnie irytować. Przeszli obok mnie, tacy młodzi, szczęśliwy i z przyszłością przed sobą. Chwila co?! O czym ja myślę?! Nie mogę tak myśleć do cholery! Szybko spakowałem laptopa rzuciłem banknot 5$ i szybkim krokiem wyszedłem z lokalu. Szedłem przed siebie przez długi czas, dalej wściekły na siebie za takie myśli. Nie mogę zazdrościć ludziom tego, że mają przed sobą przyszłość, której ja już nie mam! Zatrzymałem się dopiero kiedy mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Usiadłem na ławce pod palmą i zamknąłem oczy, uspokajając swój oddech. Dookoła nie było za wiele ludzi ponieważ wszyscy albo siedzieli w domach, albo byli na plaży. Siedziałem tak i wsłuchiwałem się w odgłosy, od razu się uspokajając. Po kilku minutach w oddali usłyszałem jakieś głosy, ale postanowiłem się nimi nie przejmować i dalej siedziałem z zamkniętymi oczami. Głosy były coraz bliżej i kiedy myślałem że mnie minęli usłyszałem ich całkiem koło siebie. " Myślisz, że wszystko z nim w porządku?"
" Wygląda na wyczerpanego" " Ej Sou czy to nie jest ten facet z wczoraj?" "Wygląda jakby był na odwyku" Serio? Czemu ludzie akurat dzisiaj nie mogą dać mi spokoju. Akurat w dzień kiedy jestem zły, rzadko się to zdarza, no ale ile można. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nich. Jeden aż z zaskoczenia odskoczył. " W czym mogę pomóc?" Zapytałem z nutą rozdrażnienia w głosie. Nie przyglądałem im się jakoś specjalnie. Nagle któryś z nich się odezwał " Sorry ale martwiliśmy, że coś Ci się stało, wszystko w porządku?" Spojrzałem na mówiącego i zamarłem. To ten wokalista z wczoraj. Spojrzał mi w oczy i momentalnie poczułem jak moje policzki się rozgrzewają, a cała irytacja zniknęła, tak szybko jak się pojawiła. " Ekhem" Odchrząknąłem " Wszystko w porządku, dziękuję za troskę." Wstałem zarzucają plecak na ramię i kiedy już miałem odejść ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłem się i zobaczyłem że to niebieskooki trzyma mnie zatrzymał. Był tak ciepły. Szybko się  wyrwałem, rumieniąc się jeszcze bardziej i popatrzyłem na niego pytająco. " Eee byłeś wczoraj na naszym koncercie, prawda?" Kiwnąłem głową " Dzisiaj też gramy w jednym z klubów, może byś przyszedł?" Co? Czemu chce żebym tam przyszedł? Mimo że ta prośba była bardzo kusząca, to nie widziało mi się bycie w zaludnionym miejscu i to jeszcze kiedy ON śpiewa. " Dzięki za propozycję, ale chyba nie dam rady." Spojrzałem na niego i zobaczyłem jak jego twarz ze szczęśliwej zmienia się w ? Zawiedzioną? Niby dlaczego ma być zawiedziony? Nawet się nie znamy. Skinąłem mu głową i szubko odszedłem. Cały dzień spędziłem chodząc i zwiedzając. Starałem się zapomnieć o chłopaku, ale nie potrafiłem. Chciałem go poznać, ale to nie jest dobry pomysł. Jednym z moich marzeń było zakochanie się. Ale kiedy tak teraz myślę, to nawet jeśli się zakocham i druga osoba odwzajemni moje uczucia, to nic tylko ją skrzywdzę. Nie chcę tego. Chodziłem i rozmyślałem. Wróciłem pod wieczór do hotelu żeby przebrać się w kąpielówki i inne ciuchy, w końcu  po całym dniu chodzenia w słońcu, nie pachniałem za świeżo. Wziąłem kolejną dawkę tabletek i wyszedłem, kierując się w stronę plaży. Jednak dzisiaj idealnie wybrałem moment żeby podziwiać wschód słońca. Wszedłem do pobliskiego baru gdzie ludzie przygotowywali salę na jakieś większe wydarzenie. Kupiłem drinka i wyszedłem szukając odpowiedniego miejsca na zachód. Znalazłem piękną wydmę, bez ludzi i z boskim widokiem. Usiadłem i powoli sączyłem drinka. Bloody Mary, mój ulubiony. Kiedy byłem młodszy nigdy bym nie powiedział, że wódka z sokiem pomidorowym i tabasco może być tak dobra. Słońce zaczęło zachodzić a ja podziwiałem wszystkie kolory, piękny żółty, który zaczął przechodzić w pomarańczowy, a później w czerwony. Aż w końcu zapadła ciemność. Siedziałem tak jeszcze przez długi czas. Kiedy znudziło mi się siedzenie wstałem i skierowałem się w stronę morza. Rozłożyłem kocyk i ściągnąłem ubrania. Poszedłem w kierunku szumu fal  aż poczułem jak zimne woda otacza moje stopy. Kiedyś bałem się morza i to bardzo. Ale dzięki moim przyjaciołom dałem radę przezwyciężyć ten strach i znowu mogłem swobodnie w nim pływać. Teraz kiedy morze wydawało się tak czarne i mroczne, poczułem dreszcz strachu, ale nie przejmowałem się tym tylko zaczęłam wchodzić głębiej. Wszedłem tak daleko aż woda okryła moje ramiona. Powoli zacząłem pływać, ciesząc się jak dziecko. To jak woda otulała moje ciało, jak moje ręce przechodziły przez nią jak  przez masło. Moje pracujące mięśnie. Tego uczucia nigdy się nie zapomina. Nawet nie zauważyłem kiedy wypłynąłem daleko w morze, ale teraz liczyło się jedynie pływanie i spokój jaki z tego czerpałem. Postanowiłem że zanurkuję, szczęśliwy jak nigdy, zanurzyłem cię całkowicie i zacząłem płynąć w kierunku dna. Nagle przypomniał mi się sen uprzedniej nocy, cała ta radość zniknęła,a przejął ją tylko przenikliwy strach. Starałem się zawrócić i płynąc w górę, ale alkohol w połączeniu z mocnymi tabletkami to chyba nie było najlepsze wyjście. Starałem się wypłynąć na powierzchnię z całych sił, ale jakby jakaś niewidzialna siła trzymała mnie za nogi i ciągnęła w dół. Przerażony zacząłem krzyczeć. Woda wlała się do mych płuc, które momentalnie zaczęły płonąć. Szamotałem się, ale nic nie mogłem zrobić. Kiedy zacząłem tracić przytomność silne ręce wyciągnęły mnie na powierzchnię i zaciągnęły na brzeg. " Hej słyszysz mnie?!" Ktoś wykrzyknął. Słyszałem wszystko jakby zza szkła. Ktoś mną potrząsną, ale dalej nic. Nagle poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Gwałtownie otworzyłem oczy i zacząłem wykasływać wodę. Zaczerpnąłem mocno powietrza, a każdy oddech powodował palący ból. Kiedy oszołomienie minęło zdałem sobie sprawę z tego co się stało i zacząłem się trząść. Nawet nie zauważyłem jak ktoś okrywa mnie kocem. " Hej w porządku?" Usłyszałem znajomy mi już głos. Odwróciłem się i spojrzałem na niego. " T-tak" Wyszeptałem. Chłopak odetchnął. " Czy ty jesteś idiotą?! Pływać w nocy?! Pojebało Cię?!" Zaczął krzyczeć. Nie wiem czemu ale ten jego wybuch złości wywołał u mnie uśmiech. " Przepraszam" Powiedziałem cicho i chłopak nagle się uspokoił i niespodziewanie mnie przytulił. Był taki ciepły, jego wielkie ręce otoczyły mnie całego, a jego zapach przyjemnie mnie otoczył. Pachniał jak trawa i morze jednocześnie. Ten zapach natychmiastowo mnie uspokoił. Przyłożył usta do mojego ucha na co podskoczyłem i chciałem się wyrwać ale trzymał mnie mocno. " Nawet nie wiesz jak się martwiłem, że Cię nie znajdę" Wyszeptał. Na te słowa przylgnąłem do niego jeszcze mocniej o ile było to możliwe. Siedzieliśmy tak przez dobre 15 minut, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że przytulam się do obcego faceta. Odsunąłem się, a on spojrzał na mnie zmieszany " Zrobiłem coś nie tak?" Zapytał. "Em.. Wiesz nie chodzi o to, ale nie znam Cię? " Odpowiedziałem skrępowany całą sytuacją. On podrapał się po głowie i szeroko uśmiechnął. " Nazywam się Sousuke Yamazaki, 23 lata i jak już wiesz śpiewam w zespole. A ty?" Sousuke huh. " Makoto... Tachibana, 25 lat, strażak, m-miło mi poznać" Wziął moją rękę i delikatnie nią potrząsnął. "A więc? Co chcesz teraz robić Makoto?" Powiedział z szerokim uśmieszkiem " Chyba wrócę do hotelu a ty?" Powiedziałem nie całkiem rozumiejąc sytuację. " No to idę z Tobą" Uśmiechnął się jeszcze szerzej. "Co? Dlaczego?" Zapytałem dalej nie rozumiejąc, na to on pochylił się nade mną i powoli, bardzo delikatnie, mnie pocałował. To był chyba najsłodszy pocałunek w moim życiu. Moje serce biło jak szalone, a policzki piekły. Spojrzał na mnie z rozbawieniem w  oczach i pocałował w nos. " Idziemy?" Zapytał, a ja zawstydzony kiwnąłem głową. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę hotelu, po drodze zabierając moje rzeczy. Droga przepełniona była dziesiątkami przystanków na drobne pocałunki. Dawno nie byłem tak szczęśliwy. Kiedy dotarliśmy na miejsce Sou zabrał mnie do łazienki i powoli zdjął moje ubrania. Napełnił wannę wodą, dodał aromatycznego olejku i pozapalał świeczki. Sam ściągnął swoje ubrania. Jego wyrzeźbione ciało było boskie. Umięśnione ręce, wyrzeźbiony brzuch, był wspaniały. Podniósł mnie jak gdybym nic nie ważył i ostrożnie umieścił w wannie a sam wszedł za mnie. Rozgrzał moje zmarznięte ciało. Kiedy woda powoli stawała się letnia wyszliśmy z wanny, a Sou powoli i dokładnie wytarł moje ciało i wziął do sypialni. "Makoto" Szepnął mi do ucha i głęboko pocałował.

                                                          ~

Obudziłem się czując jak coś gładzi mnie po plecach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem patrzącego na mnie Sousuke. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie pocałował. " Dzień Dobry " Powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej " Hej " odpowiedziałem i na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. " Jak się czujesz?" Na samą myśl o tej nocy wyskakują mi rumieńce, schowałem twarz w poduszce i cicho wyszeptałem " Dobrze, ale tyłek mnie boli" On się zaśmiał i pocałował mnie we włosy. Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Odwróciłem się i podziwiałem jego boskie ciało." Hej tak w ogóle to skąd masz tyle blizn? " Zapytał. " Ahhh, no tak " Pamiętasz jak wczoraj mówiłem, że jestem strażakiem?" " Ahhh to dlatego?" " Dokładnie, praca strażaka nie jest prosta. Idziemy coś zjeść?" Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. " Jasne tylko skoczę do toalety a ty włóż coś na swój seksowny tyłeczek." Rzuciłem w niego poduszką i uśmiechnąłem się pod nosem. Szybko wstałem z łóżka zakładając bokserki i skierowałem się w stronę mojej torby. Wyciągnąłem szorty i  T-shirt, ubrałem się i zobaczyłem torbę z tabletkami, która leży na stole. Uśmiech szybko zszedł z mych ust. Wziąłem torebkę do rąk wysypałem tabletki i aż zachciało mi się płakać. To całe szczęście jest tak ulotne. Łyknąłem tabletki i usiadłem na łóżku. Sou na pewno nie może się o tym dowiedzieć. Nie chcę go w to wciągać. Nie możemy ze sobą być, to wiem bardzo dobrze. Dla mnie nie ma możliwości żeby być szczęśliwym, ale dla niego nie jest za późno. O czym ja w ogóle myślę, przecież ledwo się znamy a on na pewno myśli o tym jako nic nie znaczący numerek. I lepiej żeby tak zostało. Sou wyszedł z łazienki, wzięliśmy swoje plecaki i wszyliśmy na śniadanie. Spędziliśmy razem cały dzień chodząc z miejsca na miejsce. To zatrzymaliśmy się w parku, to poszliśmy na lody. Później spotkaliśmy się z członkami  jego zespołu. Byli naprawdę spoko. Zaprosili mnie żebym przyszedł na ich dzisiejszy koncert. Powiedzieli, że będą bardzo szczęśliwi. Więc poszedłem i dawno się tak dobrze nie bawiłem. Zapomniałem o wszystkich problemach i dlaczego tu przyjechałem. Towarzystwo Sou i jego przyjaciół było bardzo relaksujące. Po koncercie poszliśmy na kilka drinków. Wróciliśmy bardzo późno a Sou znów spędził ze mną noc. W podobnym schemacie minęło kilka dni. Spotykałem się z Sou i jego przyjaciółmi, chodziłem na ich koncerty. Większość mojej głowy była zapełniona Sou. Dowiedziałem się o nim i zespole wielu rzeczy. Nazywają się The Desert Wanderers i grają Stoner Metal? Dalej nie do końca to rozumiem, ale to tak jakby naćpany metal i teraz już wiem czemu na ich koncertach jest tyle dymu. Sou i jego kumple kiedy byli w liceum uciekli z domów, z różnych powodów, o które nie pytałem, bo nie sądziłem że mam prawo. W końcu to są ich prywatne sprawy. Wszyscy mieli 22-23 lata i zachowywali się jak małe dzieci, ale właśnie to w nich było takie relaksujące. Nie musiałem przy nich myśleć. Kiedy usłyszeli, że przyjechałem żeby zwiedzić USA zaproponowali żebym zabrał się z nimi ich vanem. Nie chciałem być kłopotem ale Sou powiedział, że wszyscy bardzo mnie polubili i nie będę problemem, więc się zgodziłem. " To wszystko co masz Mako? " " Uhuh, to wszystko" Uśmiechnąłem się do niego. Ostatnio ciągle jestem w bardzo dobrym humorze i jakoś udało mi się zataić moją chorobę, nie było żadnych mocnych ataków. Wiem, że nie powinienem się przywiązywać do Sou, że powinienem odmówić i dać sobie z nim spokój. Ale... Po prostu nie potrafię. Kiedy z nim jestem czuję, że wszystko może być dobrze, że to wszystko to był tylko sen. Sou pochylił się nade mną i delikatnie pocałował. "Czas jechać" Uśmiechnął się i wskazał na drzwi. Poczułem zawroty w głowie, ale nie przejmowałem się nimi wstałem z łóżka, postawiłem dwa kroki i padłem na ziemię. Po mojej piersi rozlał się rozrywający mnie od środka ból, było to tak niespodziewane i bolesne, że nie zdołałem powstrzymać krzyku bólu. Sousuke dobiegł do mnie w moment i wołał do mnie. Starał się dowiedzieć co się dzieje, ale ból odebrał mi zdolność mowy, łzy poleciały po policzkach, a całe ciało drżało. Nagle poczułem,że nie mogę złapać oddechu. Oh nie, tylko nie to proszę, tylko nie to. Sou on.. Się o wszystkim dowie! Nie tak to miało wyglądać! " Makoto! Spójrz na mnie! Co mam robić! Proszę Cię!" Powtarzał to jak mantrę, trzymał moją głowę na kolanach i powoli gładził starając się mnie uspokoić. Podniosłem rękę i pokazałem na torbę z moimi lekami. Rzucił się po nią i pokazywał mi po kolei leki. Czułem się jakby moje płuca paliły się żywym ogniem, a ktoś wyrywał mi kawałki klatki piersiowej rozżarzonymi szczypcami. Kiedy Sou wyciągnął strzykawkę kiwnąłem na nią,a on nie wiedząc co z nią zrobić pytał gdzie ma mi to wstrzyknąć. Powoli zaczynałem tracić świadomość, a moje ciało rzucało się po podłodze z braku tlenu. Resztkami sił popukałem się w brzuch bo tam najłatwiej zrobić zastrzyk, on popatrzał na mnie przerażony, ale szybko podniósł moją koszulkę i trzęsącymi rękami wbił igłę. I w tym momencie odpłynąłem.


                                                    ~

"M..to Ma..o... Mako..." Usłyszałem jakieś odgłosy w oddali, jakby ktoś mnie wołał. Ale nie tylko to. Jakieś... Pikanie?? " Makot...Makoto!" Otworzyłem oczy i oślepiła mnie jasność. Przesłoniłem oczy ręką i usłyszałem jak ktoś wzdycha. Otworzyłem oczy i teraz było lepiej, zacząłem się rozglądać i zobaczyłem, że jestem w jakimś białym pokoju. Ruszyłem ręką i syknąłem, spojrzałem i zobaczyłem że jest w niej kilka kabelków. Podążyłem za nimi wzrokiem i zobaczyłem że jestem podłączony do jakiś urządzeń. " Makoto " Usłyszałem i odwróciłem się w stronę głosu. Spojrzałem i zamarłem. Sousuke. Cholera. Nie.... Nie. NIE. Proszę niech to będzie tylko sen. Proszę. " Sou " Powiedziałem zachrypniętym głosem. Podniósł głowę i zobaczyłem jego przekrwione i napuchnięte prawdopodobnie od płaczu oczu,ogromne  wory pod oczami i był bielszy od kartki papieru. " C-co się stało?" Zapytałem " To chyba ja Ciebie powinienem się o to pytać" Jego głos był tak zimny i beznamiętny, że aż przeszły mnie dreszcze. "J-ja... Ja... Sousuke, przepraszam." Zaniosłem się szlochem i tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Za to on spojrzał na mnie, a po moich policzkach poleciały łzy, szybko wziął mnie w ramiona i przytulił do swojej piersi. Pocałował w czoło i przyłożył usta do mojego ucha. "Mako ja.. nie mam pojęcia co to jest, ale damy radę, zobaczysz." Mimo że to mówił to w jego głosie słyszałem, że sam w to nie wierzy i to sprawiło, że płakałem jeszcze mocniej. Kiedy oboje się uspokoiliśmy przyszedł lekarz, kazałem Sou wyjść, zgodził się ponieważ obiecałem mu, że wszystko wyjaśnię. Lekarz powiedział mi to co ostatnio. Nic nowego, ale nie wiem czemu ten raz bolał bardziej niż ostatnio. Wieczorem mnie wypisali i udaliśmy się z Sou na plażę. Rozłożył kocyk i oboje na nim usiedliśmy. Patrzył na mnie i czekał. Odetchnąłem i spojrzałem mu w oczy. Nie bądź tchórzem. Zasługuje żeby wiedzieć. " Sou, wiesz czemu tu przyjechałem? " Zapytałem  "Chciałeś spełnić swoje marzenia." Odpowiedział a ja kiwnąłem głową. " Dokładnie, ale nie to mnie zmotywowało. Ponad 3 miesiące temu podczas jednej z akcji ratowniczych zacząłem mieć duszności i intensywny kaszel, który czasem nawet kończył się tym że wykrztuszałem krew, myślałem że są spowodowane tym, że nawdychałem się za dużo dymu, czy poparzeniu dróg oddechowych ale nawet po tygodniu dalej je miałem. Bagatelizowałem je i dalej pracowałem. Zacząłem je miewać coraz częściej i często towarzyszył im silny ból. Z każdym dniem było coraz gorzej i ból także się zwiększył aż w końcu był nie do wytrzymania. Umówiłem się do lekarza i ...." Odetchnąłem" Dowiedziałem się że choruję na tak zwaną 'dusznicę bolesną'. Jest to choroba niedokrwienna serca. Lekarz powiedział że u mnie przyczyną był mój styl życia. I niestety jestem w tym stadium i  w tym rodzaju choroby gdzie jedyne co można zrobić to złagodzić ból i wydłużyć czas życia. Miałem dwie opcje jedną z nich było ciągłe leżenie w łóżku na bardzo silnych lekach przez co zamieniłbym się w warzywo, ale żyłbym dłużej, a druga opcja to lżejsze leki, ale krótszy okres pozostałego mi czasu. Oczywiście w pierwszych 2 tygodniach myślałem także o 3 opcji" Spojrzałem na niego smutno kiedy zauważyłem, że nie zrozumiał o co mi chodzi. Nagle to pojął i zobaczyłem nieme pytanie wykrzywiające jego twarz. " Czemu? Wiem, że umieram i nic nie mogę na to poradzić, z każdym dniem będę coraz słabszy, będę zamieniał się w żyjącego trupa i mimo, że mam tę wiedzę nic nie mogę z tym zrobić. Uratowałem tyle żyć pracując jako strażak, mam specjalną półkę na odznaki, byłem dobrym człowiekiem i co mi z tego skoro nie potrafię uratować samego siebie?! Wierz mi myśl o samobójstwie dalej nie jest mi daleka. Ale kiedy tak myślałem zdałem sobie sprawę, że nie chcę przegrać z chorobą, chcę skończyć swoje życie spełniwszy wszystkie swoje zachcianki. Ale to jest takie straszne!  Boję się umrzeć! Kiedy myślę i wiem że czeka mnie nicość, a świat dalej będzie żył swoim tempem nie mogę tego znieść! Czuję zazdrość kiedy patrzę na ludzi! O to że mają przyszłość! A ja nie! Nie rozumiesz jakie to uczucie! Jestem jak tykająca bomba, nie wiem kiedy umrę, może to być dzisiaj albo za miesiąc! " Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem płakać. Te wszystkie uczucia, które przez tak długi czas w sobie ukrywałem, teraz wylatują ze mnie jak rzeka          " Przyleciałem tutaj ponieważ to kraj wolności! Chciałem się uwolnić od siebie samego i mojego przeznaczenia! Chciałem zrobić wszystko co przyjdzie mi na myśl! Zawsze chciałem się zakochać i zestarzeć razem z moją miłością! Ale nie jest mi to dane. Ale kiedy poznałem Ciebie... Nadzieja znów wróciła, że to wszystko to może sen! Byłem tak szczęśliwy, dałeś mi nadzieję i poczucie bezpieczeństwa! I mimo.... Mimo wiem, że nie powinienem z Tobą być, bo ja pewnego dnia i tak umrę, a ty będziesz żył, to nie potrafiłem od Ciebie odejść! Tyle razy próbowałem, nie chcę Cie skrzywdzić! Ale teraz będę to ciągle robił! Nie mogę znieść tej myśli Sou." Spojrzałem na niego i kompletnie się rozkleiłem. Szybko zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku  i nie puścił aż się uspokoiłem." Mako " Szepnął " Nie ważne czy jesteś bombą zegarową czy czym tam myślisz. Myślisz że nie widziałem jak Twoje ciało wygląda? Jak z dnia na dzień chudniesz? Jak w ogóle nie jesz? Czy może myślisz, że nie widziałem jak łykasz taką ilość tabletek ? Widziałem to wszystko, ale nie chciałem tego przyjąć do wiadomości. Myślałem, że jesteś jakimś ćpunem, anorektykiem. Nie chciałem dostrzec tego co było przede mną. Zawsze zachowywałem się jak dzieciak, ale teraz przerosłem samego siebie. Bałem się tego co mi odpowiesz jeśli się zapytam. Ja... Też chciałem odejść, kiedy wiedziałem, że coś jest nie tak, ale kiedy spojrzałem na Ciebie śpiącego, takiego bezbronnego i cierpiącego nie mogłem Cię zostawić. Makoto nie obchodzi mnie ile Ci zostało. Chcę ten czas spędzić z Tobą, nie ważne, że będę cierpiał, uważam, że warto, dla Ciebie. Makoto. Kocham Cię" Moim ciałem wstrząsały dreszcze. Skoro on nie zamierza odejść, ja też nie. " Sou, nie wiem czy to dobry wybór, ponieważ od teraz będzie tylko gorzej, ale ja nie chcę żyć bez Ciebie. Ja... Też Cię Kocham Sousuke." Sou przycisnął mnie do siebie i mocno pocałował. Ten pocałunek smakował jak łzy.

                                                ~ Miesiąc później~ 

Tego samego wieczoru wyjechaliśmy z Sou i jego kumplami. Powiedział im co nieco że jestem chory i że nie zostało mi dużo czasu. Postanowiliśmy że będziemy jeździć i zwiedzać. Wiem, że robią to dla mnie. Jestem z tego powodu trochę szczęśliwy. Sou trochę się zmienił, jakby bardziej wydoroślał. Ustalił zasady, wiem, że przeczytał chyba wszystkie artykuły o dusznicy i chce dla mnie jak najlepiej i za to jestem mu wdzięczny. Jedną z zasad jest zakaz sexu. Nie jestem z tego powodu szczęśliwy ponieważ Sou w łóżku jest świetny, ale jego silna wola jest bardzo mocna. Moją ulubioną częścią dnia jest wieczór, kiedy zatrzymujemy się przy drodze, rozpalamy ognisko i chłopaki śpiewają. Głos Sou zwykle mnie usypia, wiem, że taki jest jego plan. Pewnej nocy kiedy tak leżałem i już prawie spałem usłyszałem jego rozmowę ze znajomymi. " Więc, Sou? Jak się trzymasz? Z Mako z dnia na dzień jest gorzej i to widać... Sou nie chcemy być wredni, ale czy nie lepiej go zostawić?" Zapytał chyba najlepszy przyjaciel Sou, Rin, chłopak o czerwonych włosach i śmiesznych zębach. Jak rekin. Stąd jego przezwisko, Shark. " Też tak myślałem" Odpowiedział Sou " Ale nie mogę go tak zostawić, on jest całkiem sam Rin. To nie jest łatwe patrzeć jak z dnia na dzień staje się coraz słabszy, ale chwile, które z nim spędziłem to najlepszy i najszczęśliwszy czas w moim życiu. Nie zamierzam go zostawić dlatego, że jest chory." Poczułem jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Wiedziałem ile dla mnie poświęcił i co go będzie czekać kiedy ja odejdę, ale nie mogę poradzić że jestem szczęśliwy jak nigdy. " Ehhh to takie jak ty Sou. Ale rozumiem Cię, Mako naprawdę jest świetny" Po chwili znowu zaczęli grać i chwilę po tym zasnąłem.

                                                          ~   

"Whoah! To naprawdę Wielki Kanion! I jest... wielki!" Powiedziałem podekscytowany, Sou zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, ja i Sou wyszliśmy razem i zaczęliśmy spacerować. Sou powiedział, że był tu już kilka razy i zna świetne miejsce na oglądanie zachodu słońca. Szliśmy przez jakiś czas w ciszy. Ja podziwiałem widoki i rozmyślałem. Przez ostatni miesiąc wiele rzeczy się wydarzyło. Byliśmy w tylu miejscach, że ledwo mogę to pojąć, jednak widzę zmiany w moim ciele. Kiedyś umięśnione i mocne, teraz było kruche i wyglądało jakby najlżejszy wiatr byłby w stanie mnie przewrócić. Worki pod oczami stały się moim nie rozłącznym przyjacielem. Policzki miałem zapadnięte, nawet nie wspominam brzucha. Jeśli zjem kromkę chleba bez zwrócenia go to jest świetnie. Kiedy byłem u lekarza przed wyjazdem zapisał mi jeszcze silniejsze leki, dzięki czemu rzadko mam ataki duszności ale reszta ciała na tym obrywa. Chodzenie staje się dla mnie coraz trudniejsze, a większość dnia przesypiam. Wiem, że już dużo mi nie zostało, ale ta myśl nie przeraża mnie tak jak kiedyś, teraz mam Sou. Sou, kochany Sou, robi dla mnie tak wiele. Udaje twardziela i stara się nie zwracać uwagi na to jak wyglądam ale wiem że on też cierpi. Nagle wpadłem na umięśnione plecy Sou. Zatrzymaliśmy się i popatrzyłem. Widok zaparł mi dech w piersiach, był przepiękny. Wijące się kaniony i wielkie przepaście, które właśnie oświetlało zachodzące słońce. Złapałem Sou za rękę i zamknąłem oczy. Starałem się wyczuć wszystko co mnie otaczało. Promienie słońca muskające moją pożółkłą od leków skórę. Wiatr muskający moje rzadkie włosy, czy śpiew ptaków. Wszystko to było wspaniałe, ale najlepiej czułem tą silną rękę ściskającą moją drobną. Jego zapach trawy i ziemi mnie otoczył, aż się uśmiechnąłem. Nagle poczułem te delikatne tak znajome usta na swoich. Otworzyłem oczy i zobaczyłem te piękne niebieskie jak ocean oczy wpatrujące się we mnie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mej wychudzonej twarzy. Powoli usiedliśmy na kocyku, który umyślnie Sou rozłożył. Usiadł za mną i mocno mnie przytulił. Byłem świadkiem najpiękniejszego zachodu słońca w swoim życiu z najdroższą memu sercu osobą. Czułem, że teraz jestem spełniony. Pierwszy raz od dawna, pogodziłem się ze swoim losem. " Sou, właśnie zrozumiałem, że nie żałuję tego, że zachorowałem, ponieważ dzięki temu poznałem Ciebie, miłość mojego życia. Już nie chcę przeklinać swojego losu, ponieważ jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mi się przytrafić. Już niczego nie żałuję." Powiedziałem to i pocałowałem go wkładając w ten pocałunek całe moje uczucie. Odwzajemnił pocałunek z taką samą pasją. Przez resztę zachodu siedzieliśmy w ciszy i podziwialiśmy czerniejące niebo. Siedzieliśmy tak długo aż księżyc pojawił się na niebie. Trzymając się za ręce powoli wróciliśmy do reszty. Sou puścił moją rękę i podszedł z uśmiechem do Rina i reszty. Jakby w spowolnionym tępie patrzyłem się na jego roześmianą twarz i poczułem łzy spływające po moich policzkach na myśl o tym, że ten uśmiech już niedługo zniknie. Odwróciłem się w stronę księżyca i zamknąłem oczy. Chciałem żeby to wszystko trwało dłużej, to szczęście,to poczucie bezpieczeństwa. Chciałem żeby moja miłość do Sou trwała chodziarz dzień dłużej. Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowy zostawić go samego. I w tym właśnie momencie ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Upadłem a potem była już tylko ciemność.


                                                      Pov Sousuke

"Ej Sousuke! Mako!" Gwałtownie obróciłem się za siebie, akurat w momencie kiedy Makoto uderzył o ziemię. Moim ciałem zawładnęło przerażenie, nie potrafiłem się poruszyć. rusz się Rusz się RUSZ SIĘ, Pobiegłem do Makoto najszybciej jak mogłem przewróciłem go na plecy i krzyknąłem do Rina żeby przyniósł torbę z lekami, szybko wyjąłem znajomą już strzykawkę i wbiłem ją w klatkę piersiową Makoto. Ale nic się nie stało, przyłożyłem ucho do miejsc gdzie znajduje się jego serce i zamarłem. Nie biło. cholercholera " Jego serce się zatrzymało dzwoń po karetkę" Zawołałem do Rina. Szybko zacząłem masaż serca, starałem się nie dawać za wygraną przerażeniu. W głowie miałem tylko  cztery słowa. ' Nie mogę go stracić'
Kiedy przyjechała karetka musieli odciągać mnie siłą. Siedziałem w środku i patrzyłem na nieruchomą twarz Makoto, która jeszcze  przed chwilą mówiła mi że mnie kocha i dzieliła ze mną pocałunki. Złapałem się za głowę i zaszlochałem, to nie może być prawda! On nie może umrzeć, nie teraz! Podróż do szpitala wydawała się jakby trwała godzinami. Kiedy przyszliśmy na miejsce nie przepuścili mnie dalej, ani nie dali informacji. Po kilku minutach na miejsce przyjechała reszta. Rin pytał się czy coś wiem ale nie mogłem mu nic powiedzieć. Byłem zbyt przerażony. Mój Makoto. Kiedy w końcu po kilku godzinach wyszedł lekarz powiedział że stan Makoto jest bardzo poważny. Dostał zawału serca i ledwo go odratowali. Ta noc ma być decydującą, jednak nie dają mu wielkiej szansy na przeżycie. Lekarz sprawdził jego akta i powiedział że i tak długo wytrzymał. Pozwolili mi wejść do jego sali. Kiedy wszedłem nie potrafiłem powstrzymać łez. Mój Makoto leżał podłączony do wielkiej ilości kabelków i maszyn, które co chwilę pikały. Wziąłem głęboki i drżący oddech i usiadłem koło niego. Wyciągnąłem delikatnie jego rękę, spod kołdry. Była ledwo ciepła. Pocałowałem jego dłoń i powtarzałem, że nie może mnie jeszcze opuścić.


                                                       POV Makoto

Dźwięki zaczęły dochodzić do mnie jakby spod wody. Gdzie jestem? Co ja tu robię? Czemu jest tak ciemno? We wszystkich kończynach zaczynało mi wracać czucie, a świadomość powróciła. Lekko poruszyłem ręką i poczułem że ktoś ją trzyma. Wytężyłem zmysły i usłyszałem jak ktoś coś mówi. Postarałem się jeszcze bardziej i usłyszałem " Makoto wróć do mnie, proszę" Makoto? Kto to Makoto? Ah  to ja? Znów poruszyłem ręką, teraz z większą swobodą. Postarałem się o tworzyć oczy, udało się. Pokój był bardzo ciemny, świeciła się tylko mała lampka w rogu pokoju. Spojrzałem z boku i zobaczyłem skurczoną osobę siedzącą przy mnie. " Sou?" Wychrypiałem. Głowa chłopaka wystrzeliła w górę i zobaczyłem jego twarz zalaną w łzach. " Makoto!" Rzucił się na mnie i mocno przytulił całując w usta. Dalej jeszcze trochę oszołomiony nie wiedziałem co się dzieje, po chwili Sou się odsunął i patrzył na mnie jak gdyby widział ducha. " Wróciłeś do mnie" Szepnął. Chciałem powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałem, że nie. " Sou kocham Cię proszę wysłuchaj mnie teraz. " powiedziałem cicho ale stanowczo "  Kiedy umrę, proszę Cię żyj! Żyj jak najlepiej możesz! Zrób to dla mnie!" Chciał mi przerwać ale nie dałem mu szansy " Pamiętaj o mnie proszę Cię! I co najważniejsze, wiedz, że Cię kocham." Powiedziałem " Makoto proszę Cię nie! Nie rób mi tego! Wiem, że na to się pisałem, ale nie mogę Cię stracić! Nie teraz! Proszę Cię! Kocham Cię, kocham Cię z całego serca i zawsze będę, jesteś najlepszym co mi się przytrafiło, więc proszę nie zostawiaj mnie! "  Wychlipał. Chciałem powiedzieć, że go nie zostawię ale to kłamstwo. " Sou proszę obiecaj mi że mnie nie zapomnisz, błagam Cię" Powiedziałem resztkami sił i szybko przyciągnąłem go do siebie całując. Pocałował mnie mocno i wyszeptał " Obiecuję, nigdy Cię nie zapomnę, jesteś miłością mego życia i chcę żebyś o tym wiedział.' Uśmiechnąłem się i odetchnąłem. Ale zorientowałem się że nie mogę oddychać. Już nie mogę odetchnąć. Spojrzałem ostatni raz na twarz Sousuke i starałem się chłonąć każdy szczegół. Jego twarz była ostatnim obrazem jaki widziałem. Powoli i bezboleśnie odpłynąłem w ciemność.

                                                  POV sousuke

Od śmierci Makoto minęły 2 lata. Dalej nie umiem się z tym pogodzić i nic nie potrafię wypełnić pustki jaka powstała w mym sercu po jego stracie. Makoto zmienił moje życie tak, że każdy dzień bez niego jest katorgą. Nic mi po nim nie zostało jedynie kilka zdjęć, które zrobiliśmy w LA i wspomnienia naszej miłości, jego uśmiechu, mimo że pamiętam jak wyglądał to powoli zaczynają mi unikać najmniejsze szczegóły, czy jego pieprzyk był po prawej stronie twarzy czy po lewej? Bądź jak dokładnie miał ułożone włosy? Boję się że powoli będę go zapominał aż w końcu nic mi nie zostanie tylko pustka. Nie jestem gotowy żeby pozwolić mu odejśc i nie sądzę że kiedykolwiek będę. Na pogrzebie poznałem rodzeństwo Makoto i utrzymujemy dobry kontakt. The Desert Wanderers się rozpadło, ale Rin i ja dalej gramy w jednym zespole. Tak jak Makoto mówił, mimo, że umarł świat i życie toczy się dalej i to jest właśnie przerażające. Makoto był tym jedynym i nie sądzę żebym kiedyś tak kogoś pokochał. Ironią jest że  zrozumiałem to dopiero po jego śmierci. To jak ważny dla mnie był. Znaliśmy się 3 miesiące, ale to było wystarczające, żeby się zakochać i zostać ze złamanym sercem. Mimo tak krótkiego czasu czuję jakbym znał go od zawsze, jakbyśmy spędzili ze sobą lata. Mieliśmy za mało czasu. Żałuję tylko tego, że nasza miłość nie mogła trwać choć trochę dłużej. Czasami myślę sobie, jeśli reinkarnacja jest prawdziwa, jeśli ktoś nad nami naprawdę czuwa, niech w innym życiu da nam szansę na znalezienie siebie ponownie. Jedyne o co proszę to więcej czasu. Makoto był moim słońcem, które świeciło dla mnie najmocniej w każdym momencie, a teraz bez niego czuję się zagubiony. Kazał mi żyć pełnią życia i staram się, naprawdę, ale nie wiem jak długo dam radę. Chciałbym żeby to trwało dłużej. Kocham Cię Makoto. A teraz:


"And this is the song i wrote, for my eternal and undying love hoping He is listening"

Morning
Tell me the stories
'Cause only morning knows what I head for
Just to carry hopes out

Deep down
Is where you're going to
Way to my dreams, forbidden and gone
Gonna save you from doubt

The wind will increase my pace that is why
There's so much better way, hurry up
Instead of the mountains I'm climbing your highs
Gonna find myself far from top

Hey
Making it close to me
It's all about
Searching for brighter day
Right from the start

Silence
Making you stay there
'Cause noisy cities we're getting out now
Would you follow my flight

To the roadway
That raises from sorrows up
And it leads to the state of my mind
It appears to be bright

The wind will increase my pace that is why
There's so much better way, hurry up
Instead of the mountains I'm climbing your highs
Gonna find myself far from top

Nevertheless It will come to pass
What would you give just to make it last…