Więc do zobaczenia! NIEDŁUGO!!!!!
wtorek, 25 listopada 2014
Hey Hai HELLO
Ok, wiem... Jestem retardem, ale nic na to nie poradzę. Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam za tak długie zaniedbanie bloga i Was, naprawdę zajebiście mi przykro -.- Czas na wymówki xD Zaczęłam technikum i szczerze to nie ma jakoś dużo nauki, prawie wcale, ale jednak trochę byłam "zmieszana" bo zaczęłam dojeżdżać do szkoły ;-; O tag drama życia. I zajęło mi trochę czasu ogarnięcie wszystkiego co się dzieje. I właśnie kiedy zaczęłam ogarniać i wgl pisać, przyszły sprawdziany. Wszyscy nauczyciele rzucili się na to jak głodny na chleb < albo jak mucha na gówno> Serio i tak przyszło mi się "uczyć" a sami wiecie, że asem nie jestem xD Więc musiałam trochę na to poświęcić. A tak to jakoś leci i jeśli miałam już jakiś czas to po prostu nie chciało mi się pisać ;-; I zmieniłam się w mola książkowego. No i oczywiście czytam teraz jakieś niepojęte ilości fanficków xDDD Więc koniec semestru idzie, trzeba nazbierać ocen i będzie spoko xD No wiecie święta idą, później po nowym roku na tydzień do szkoły i ferie więc oj zabiorę się za tego bloga -.- Naprawdę, tak zajebiście mi głupio i to nie tak że opuszczam bloga bo uwielbiam pisać, sprawia mi to wielką frajdę i mogę się odprężyć, ale ostatnio nie miałam czasu, albo chęci. Więc... Wiedzcie, że żyję nikt mnie nie zamordował i staram się coś wybazgrać T.T Więc mam nadzieję, że nie jesteście aż tak źli i wybaczycie mi to ;-; I'm really sorry Q_Q
środa, 20 sierpnia 2014
Monster < Drrr > Oneshot
Witam wszystkich~~ Tak to ja Nanako i to z oneshotem!! Oł yea! Już na wstępie mówię, że jest to całkiem coś innego. Wyjechane z kanonu. Różnica jest taka, że nie skupiam się na Izayi jak w większości opowiadań z Drrr tylko na Shizuo. Pokazuję go tutaj z całkiem innej strony, która nie koniecznie jest taka heroiczna jak w naszych wyobrażeniach. Pomyślałam, że czemu by czegoś takiego nie zrobić, przecież Izayasz nie musi być główną postacią, tą dramatyczną. Naprawdę jest to całkiem coś innego, wyrąbanego z kanonu < nie jakoś strasznie << Tak mi się wydaje>> > Ale jestem z tego dumna. Znajdziecie tam obrazki. To nie dlatego, że nie chciało mi się opisywać, po prostu jakoś bardziej mi to pod pasowało i nie jest ich dużo xD Symblocznie. Więc zapraszam do czytania i mam nadzieję, że zostawicie komentarza!! Nie ważne czy pozytywny czy negatywny! Wyraźcie swoją opinię xD PLZ
< Tom-san ma na nazwisko Tanaka >
Shizuo
Niczego nie czuję
Niczego nie słyszę
Jestem pusty
Kim jestem?
Gdzie jestem?
Co robię?
Otacza mnie ciemność z której nie potrafię się wydostać
Topię się
Uciekam, jednak nie ważne ile biegnę nie widzę wyjścia
Jestem przerażony
Strach wypełnia mnie całego
Strach?
Czego się tak boję?
Dlaczego uciekam?
DlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczego
Przed kim?
Przed czym?
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
PRZED SOBĄ
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
Izaya
Rzuciłem gazetę na stół. Zawiodłeś mnie Shizu-chan. Nie takiego zakończenia się spodziewałem, po tych wszystkich przygotowaniach. Wiedziałem, że Hayato będzie chciał Cię powstrzymać. Jedyne co musiałem zrobić to tylko Cię nieźle rozzłościć i tyle. Nie sądziłem, że tak łatwo pójdzie, jednak zakończenie mnie zawiodło. Bardzo zawiodło. Jednak kiedyś każda gra się kończy. Nie sądziłem, że zostaniesz KOLEJNYM samobójcą. To takie zwykłe, a ja nie lubię zwykłych ludzi. Muszę przyznać, świetnie się z Tobą bawiłem, ale na świecie jest jeszcze wiele ludzi, nie byłeś jedynym interesującym człowiekiem. Miło było Cię poznać Shizuo Heiwajima-chan
Bardzo dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że się spodobało *^* Zachęcam do pisania komentarzy, które bardzo motywują :3 Piszcie czy się spodobało czy nie *^* Kapujecie, że to miało 15 stron? Chyba najdłuższe jakie napisałam xDDDDD Zapraszam do głosowania w ankiecie~!~!
Pozdrowionka Nanako
< Tom-san ma na nazwisko Tanaka >
Shizuo
Niczego nie czuję
Niczego nie słyszę
Jestem pusty
Kim jestem?
Gdzie jestem?
Co robię?
Otacza mnie ciemność z której nie potrafię się wydostać
Topię się
Uciekam, jednak nie ważne ile biegnę nie widzę wyjścia
Jestem przerażony
Strach wypełnia mnie całego
Strach?
Czego się tak boję?
Dlaczego uciekam?
DlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczegoDlaczego
JA uciekam?
Przed kim?
Przed czym?
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
PRZED SOBĄ
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
Obudziłem się zalany potem, nie miałem pojęcia co się właśnie stało. Co to były za myśli? Dlaczego zobaczyłem ten las?? Co to wszystko oznacza? O czym ja w ogóle myślę? Koszmary się zdarzają i to chyba nic nadzwyczajnego. Hmmm, jednak jest to już podejrzane jeśli śni mi się to już po raz siódmy w przeciągu 2 tygodni. Wygląda na to, że będę musiał porozmawiać z Shinrą. Tyle zachodu, bo się trochę przestraszyłem. Westchnąłem przeciągle i poszedłem pod prysznic. Jednak mroczne myśli dalej nie dawały mi spokoju. To przeczucie, że coś jest nie tak, jednak nie ma się pojęcia co nie dawało mi spokoju..Wszedłem do kabiny i puściłem zimną wodę, wręcz lodowatą. Kiedy dotknęła mojej skóry, przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz. Przestałem czuć zimno i zacząłem na nowo myśleć o tym porąbanym śnie. Co to miało znaczyć? Szczerze to nie mam pojęcia, nie jestem filozofem i wnerwiają mnie takie rzeczy, jednak nawet ja mogę powiedzieć, że coś jest nie tak. Mimo iż wiem, że zadręczanie się nic mi nie da, ciągle myślę. Co chwilę w myślach pojawia mi się tamten las. Nie mam pojęcia czemu, ale za każdym razem dostaję dreszczy. Po 30 minutach stania pod prysznicem, miałem dość, wyłączyłem wodę, wytarłem się i owinąłem ręcznik wokół bioder. Wyszedłem z łazienki. Popatrzałem na zegarek. Ehhhhh.... 4 rano, czemu musiałem się obudzić o takiej godzinie. Wiem, że jeżeli teraz się położę to nie zasnę, mimo iż jestem cholernie śpiący i wyczerpany.Chyba nie mam wyjścia. Poszedłem do kuchni, wyjąłem zgrzewkę piwa, bo kto mi zabroni, i usiadłem przed kanapą. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakąś durną dramę. Po jakiejś godzinie, kiedy niebo zaczęło się rozjaśniać, moje oczy nagle stały się ciężkie. Powoli odpływałem w krainę snu, kiedy nagle moją głowę przeszył okropny ból. Był tak silny, że aż upadłem z kanapy na podłogę i złapałem się za głowę. Bolało jak cholera, nie wiedziałem co się dzieje. Nagle wszystko stało się czarną plamą, głupowata drama przestała wydawać dźwięki, a ja zanurzałem się coraz bardziej w ogromnym bólu. Czułem się jakby ktoś rozłupał moją głowę na pół i zaczął nią grać w piłkę. W mgnieniu oka moją głowę wypełniły głosy.
To wszystko Twoja wina!
Czemu to zrobiłeś?!
Dlaczego?!
Co on Ci zrobił?!
NIE !! PRZESTAŃ!! Heiwa...-kun!!! PROSZĘ CIĘ!
Jak mogłeś?!
NIE PODCHODŹ!
PRZESTAŃ!!!
To nie dziecko! To POTWÓR !!!!!!!!!
PotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwórPotwór
Tak szybko jak ból się pojawił, tak szybko znikł. Głowa wręcz mi pulsowała. Nie wiem czy to od nadmiaru myśli czy ilości bólu. Nie miało to teraz dla mnie znaczenia. Jedyne co miało teraz znaczenie to to co działo się w mojej głowie. Te głosy... Były tak realne, tak odległe. Jakaś cząstka głęboko we mnie wie, że to nie wymysł mojej głowy. Jednak nie chcę tego do siebie dopuścić. Te słowa były przeznaczone do mnie. Od myślenia głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. W jednej chwili poczułem, że jestem na skraju wyczerpania. Moja głowa była ociężała a powieki same się zamykały. Nim zdążyłem zareagować, zapadłem w głęboki sen.
·
·
·
·
·
·
·
·
·
zuo-kun! Shi...un! Shizuo-kun!! Obudź się!!! - ze snu wyrwał mnie donośny głos. Był tak głośny, że aż złapałem się za głowę, a ona zapulsowała boleśnie.
- Zamknij się! - powiedziałem jak najgłośniej powiedziałem i w tej samej chwili pożałowałem tego. Moją głowę wypełnił łupiący ból.
- Ohhhh... Obudziłeś się!! - zapiszczał tajemniczy gość. Odwróciłem się i okazało się że gość nie taki tajemniczy bo Shinra.
- Shinra! Co ty tu do cholery robisz?!?! - zapytałem i znowu skarciłem się za podnoszenie głosu, kiedy głowa nawala mnie jak cholera.
- Jak to co?!? - zaczął się wydzierać. Jednym szybkim ruchem pociągnąłem go za krawat i przyciągnąłem do siebie, najbliżej jak się da.
- Shinra, proszę Cię, mów ciszej, głowa mi pęka - powiedziałem to jak najspokojniej potrafiłem. Powoli puściłem jego krawat i jak najostrożniej podniosłem się z podłogi i walnąłem się na kanapę. Jednak nie był to najlepszy pomysł, bo poczułem się jakbym był na karuzeli.
- Aaaa, okej, już się uspokajam. - odetchnął głęboko i usiadł na fotelu centralnie przede mną. No zajebiście, to przesłuchanie czy co? Przecież nie skrzywdziłem tej mendy, więc chyba nie będzie mi robił kazania.
- No to po co tu przyszedłeś ?? - zapytałem, bo wygląda na to, że jeśli bym się nie zapytał to tak by siedział i się we mnie wpatrywał.
- Shizuo-kun, wyglądasz okropnie. - powiedział. JA okropnie? - Ale ja nie o tym chciałem z Tobą rozmawiać. Tanaka-san zadzwonił do mnie, bo nie przyszedłeś do pracy, ani nie odbierałeś telefonu. W końcu zaczął się martwić i poprosił mnie żebym sprawdził co się z Tobą dzieje. - powiedział szybko
- Jak to nie przyszedłem do pracy. Przecież nie spałem jakoś długo. - starałem się obronić, przecież parę godzin spóźnienia to nic takiego
- Shizuo-kun - westchnął - Popatrz na zegarek. - Zrobiłem jak kazał. I... O cholera jasna. Niby jak to się stało?!?!?! już 19??! Niby jak? Przespałem cały dzień?! Nie no lubię pospać, ale nie aż tak!
- Eeeeee, nie wiem co powiedzieć.
- Teraz zadam Ci bardzo poważne pytanie. Odpowiedz mi szczerze. - oooo, jaka powaga, ciekawe o co się zapyta - Czy ty coś bierzesz - Haaaa, biorę co... Czekaj. Czy ja coś biorę?!? Porąbało go?!
- Shinra o czym ty w ogóle gadasz! Oczywiście, że nie! Skąd Ci się wziął taki pomysł!?
- Tanaka-san mówił, że ostatnio dziwnie się zachowywałeś, nie chciałem wierzyć, ale po tym jak Cię dzisiaj zobaczyłem, zacząłem wątpić więc musiałem zapytać. Pamiętaj, jeśli masz jakiś problem zawsze możesz ze mną porozmawiać. Rozumiesz? - zapytał
- Taa, jasne.
- Pamiętaj, aby oddzwonić do Tanaki-san'a i przeprosić!! Ja lecę, papa~~ - powiedział i szybko wyszedł. Co to ma znaczyć do cholery. Niczego już nie ogarniam... Co się dzieje. Dopóki Shinra mnie nie obudził dryfowałem w ciemnościach. Niczego także nie słyszałem. Co jest do cholery nie tak. Po chwili, kiedy się uspokoiłem, zamówiłem mega pizzę, wziąłem szybki prysznic i zadzwoniłem do Tom-sana, żeby go przeprosić. W głowie miałem jeden wielki mętlik, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Mimo iż przestałem cały dzień, po najedzeniu się, stałem się strasznie senny. Nie chciałem iść spać. Bałem się, że znowu TO mi się przyśni. Mimo wielkiej niechęci po chwili zapadłem w głęboki sen.
·
·
·
·
·
·
·
Od tamtego wydarzenia minęły 3 dni. Wszystko się uspokoiło, już nie miałem tego snu, ani nie słyszałem tych tajemniczych głosów. Nie mam za cholerę pojęcia co to było i co miało znaczyć. Nie chcę się tym przejmować, bo to nie w moim stylu. Wali mnie to, przestało więc nie ma co się przejmować. Już od 2h chodzimy z Tom-sanem po Ikebukuro i dalej nie widziałem tej durnej mendy. Akurat jestem w nastroju, żeby coś rozwalić. Nagle poczułem to znajome mrowienie. Uśmiech wyszedł na moją twarz. Szybko zacząłem się rozglądać i... Zauważyłem. Znajoma czarna kurtka z białym futerkiem. Jak w amoku, wziąłem pierwszy lepszy automat z piciem i rzuciłem w stronę informatora. Ludzie w szoku zaczęli się rozbiegać żeby zrobić mi przejście.
- IZAYA-KYUN~~~~!!!! - zawołałem.Tom-san tylko złapał się za głowę i spokojnie oparł o ścianę jakiegoś budynku. Ruszyłem w jego kierunku. Już wiedział o co chodzi, także zaczął iść w moją stronę z szatańskim uśmiechem na twarzy. Zauważyłem, że szybkim ruchem wyciągnął nóż z kieszeni. Podbiegliśmy do siebie. Szybko wymierzyłem potężny cios w jego twarz. Szybko się uchylił i zadał cios. Rozciął mi koszulę i zranił rękę.Prędzej już wyrwanym znakiem drogowym zamachnąłem się i uderzyłem go w brzuch. Odleciał na kilka metrów i zatrzymał się na automacie do gier. Podniósł głowę, uśmiechnął się od ucha do ucha, i zaczął się śmiać. Był to tak przeraźliwy i mrożący krew w żyłach śmiech, że aż przeszły mnie ciary. Co ta durna menda wyprawia?!
- Shizuuu-chłan~~~~~ Co się stało? - zaczął powoli do mnie podochodzić z tym wyglądem psychola na twarzy. - Jesteś jakiś nieswój... Czyżby sny dręczyły ? - zapytał. Zauważyłem w jego oczach tajemniczy błysk. Nie... Nie możliwe, żeby wiedział o moim śnie... Nie jest jakimś cholernym telepatą. Jestem porąbany, nie ma czym się przejmować. Zaczynam świrować, naprawdę. Sam już zauważyłem, że nie jestem sobą, ale usłyszenie tego z jego ust, bardzo, ale to bardzo mnie wnerwia. Nim się zorientowałem ta menda szybko podbiegła do mnie i pociągnęła mnie za marynarkę. Jego usta znalazły się tuż koło mojego ucha. Kiedy poczułem jego zapach, zebrało mi się na wymioty. Tak słodki, że aż mdły. Spróbowałem mu się wyrwać, ale trzymał mocno. Nagle zaczął coś mówić.
- Shizu-chan - jego głos był zimny jak lód - Wiem o wszystkim, nie pytaj skąd, ale już niedługo... Już niedługo sobie wszystko przypomnisz. - powiedziawszy to odskoczył ode mnie i uciekł jak najszybciej mógł. A ja tak stałem otępiały. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Skąd on to wie? Co sobie przypomnę? Tak właśnie spędziłem cały dzień. Te pytania nie dawały mi spokoju. Po skończonej robocie, nie wróciłem do domu, tylko włóczyłem się po Tokio bez celu. Kiedy słońce już zaszło i zrobiłem się głodny, postanowiłem wrócić do domu. Nie chciało mi się gotować. Wstąpiłem do Rosyjskiego Sushi i spokojnie wróciłem. W mieszkaniu nie włączyłem światła. Rzuciłem się na kanapę i zacząłem jeść. Po kilku kęsach straciłem apetyt. Westchnąłem i poszedłem pod prysznic. Umyłem się, jak zawsze lodowatą wodą. Cholera... Teraz to już jakiś nawyk się zrobił... Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i zaniemówiłem. Wyglądałem okropnie, jak wrak człowieka. Zapadnięte policzki, wory pod oczami i pusty wzrok. Aż sam siebie wystraszyłem. Wziąłem szczoteczkę do ręki i sięgnąłem po pastę. Nie wiem jakim cudem, ale strąciłem ją na ziemię. Z przeciągłym westchnieniem schyliłem się po nią. I to był mój błąd. Zakręciło mi się w głowie. Upadłem na plecy i uderzyłem się głową o podłogę. Mój wzrok był zamglony. Przestałem słyszeć dźwięki. Znałem to uczucie, ten początkujący ból głowy. NieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNieNie
Nie chcę tego widzieć!! Mimo moich protestów znowu zacząłem to wszystko słyszeć. Jednak teraz było inaczej. Zacząłem także widzieć. Przez głowę zaczęły mi przelatywać setki obrazów. Wydarzenia zatrzymały się w pewnym lesie. Tym samym, który mi przyśnił. Stały tam 4 osoby, zgromadzone wkoło jakiegoś dużego worka. Była noc, cholernie ciemno. Przez to nie potrafiłem za wiele dostrzec. Poczułem ogromny ból głowy. Obraz się zamazał i zobaczyłem kolejną scenę. Przede mną stał jakiś chłopak. Nie mam pojęcia kim był, ale uśmiechał się do mnie. Wyciągnął rękę... i kolejna scena. Teraz widziałem 5 osób. Kłóciły się. Jeden z nich uderzył drugiego. Dwójka próbowała go powstrzymać. Jeden z nich stał i po prostu się patrzył z uśmiechem na twarzy. Nie udało się. Rzucił go na ziemię i zaczął okładać. Tamten powoli przestawał się ruszać. Tamta dwójka coś do niego krzyczała, jednak on był w transie i niczego nie słyszał. Okładany kompletnie przestał się ruszać. Tamten potwór odchylił głowę i zaczął się śmiać. Nagle jego twarz przybliżyła się do mnie. Zauważyłem. Kim był ten potwór, który po zabójstwie uśmiechał się jak szaleniec. Jego ręce skąpane w czerwonej krwi, która powoli skapywała na ziemię. Oddychał ciężko ze zmęczenia, mimo tego nie przestał się uśmiechać. Ta bestia to JA. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego iż to nie tylko wymysł mojej wyobraźni tylko moje wspomnienia, wszystko straciło dla mnie znaczenie. Zabiłem człowieka. Ja, tymi rękoma zabiłem. Z zimną krwią. Chciałem się dowiedzieć co było potem. Co się ze mną stało. Dlaczego zapomniałem. Ale przestałem myśleć trzeźwo. Zalał mnie zimny pot. Wrócił mi wzrok jak i słuch. Leżałem na podłodze w łazience.. Jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jak gdym niczego sobie nie przypomniał. To tylko część z tego co się stało i ja to wiem. Jestem przerażony. Nie chcę tego widzieć, jednak jestem ciekaw. Ciekaw jak cholera. Najgorsze jest to, że... Zabiłem... Kiedy takie złowieszcze myśli zaczęły mnie nachodzić przypomniałem sobie słowa tej mendy z dzisiejszego popołudnia. "Wiem o wszystkim, nie pytaj skąd, ale już niedługo... Już niedługo sobie wszystko przypomnisz." Zerwałem się na nogi, powodując tym samym zajebiste zawroty głowy. Jakość przezwyciężyłem i pobiegłem do sypialni żeby się ubrać. Szybko wciągnąłem jakieś gacie ubrałem bluzę, na gołą klatę, bo po co komu koszulka. Wybiegłem z mieszkania jak najszybciej mogłem, uprzednio ubierając buty. Jako że pociągi już nie jeździły musiałem biec całą drogę do Shinjiku. Stałem pod mieszkaniem tej wszy. O cholera... Nie sądziłem, że mam taką słabą kondycję. Zajęło mi to około 50 minut. Cholera. chyba czas abym zaczął ćwiczyć. Przez całą drogę myślałem o jakiś pierdołach, starałem się nie myśleć o tym co zobaczyłem. Wszedłem po schodach. Ta cholera ma mieszkanie na ostatnim piętrze. Kiedy doszedłem do jego drzwi wejściowych, aż musiałem przykucnąć żeby złapać oddech. Wyczerpało mnie to kompletnie. Powoli wstałem, wziąłem głęboki oddech i z pół obrotu wywaliłem jego drzwi. Bo kto normalnie otwiera drzwi w tych czasach. Powoli wszedłem do środka i porozglądałem się. Jest, siedzi przy tym swoim biurku. Przy wielkim oknie z widokiem na Tokio. Stanąłem na przeciwko niego.
- No no no! Kogo ja tu widzę~~! Shizu-chan we własnej osobie! Czemuż zawdzięczam tę wizytę? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy.
- Dobrze wiesz, dlaczego tu jestem. Nie udawaj głupka.
- No dobrze dobrze, co chciał byś wiedzieć?
- Skąd wiedziałeś o moich snach
- Hmmmmm? Jakich snach? - zapytał i przechylił głowę udając, że nic nie wiem. Cholera, naprawdę mnie zmusza żebym to powiedział.
- Chodzi o to... Co wydarzyło się w przeszłości... - powiedziałem po cichu spuszczając głowę
- Hahahahaha~! - zaczął się głośno śmiać - Więc naprawdę sobie przypominasz co? Kiedy Shinra mi powiedział, że w końcu kiedyś sobie przypomnisz nie uwierzyłem. Po tym jak zniknął z Twojego życia jakby nigdy nie istniał, naprawdę nie sądziłem że wspomnienia powrócą.
- Co masz na myśli? Kto zniknął z mojego życia? - o czym on do cholery gada?! Przecież wszystko pamiętam!
- HAYATO - kiedy wypowiedział to imię, moją głowę przeszył tępy ból. Znowu się zaczynało.
Shizuo-senpai
Co porabiasz Shizuo-senpai?
Znowu nie masz zadania domowego?
Masz moje bento! Będę takie dla Ciebie robił, dlatego nie jedz tych świństw!
Dobrze się czujesz senpai?
Shizuo-senpai! Wracajmy razem!
Senpai! ~
Shizuo-senpai!!
Wow, jesteś niesamowity senpai!
Shizuo-senpai!
Zostaniemy przyjaciółmi na zawsze! Senpai~
Hayato. Rok młodszy chłopak z Rairy. Ja byłem w trzeciej liceum a on w drugiej. Kiedy pierwszy raz się poznaliśmy, od razu powiedział, że chce zostać moim przyjacielem. Był denerwujący i nie odstępował mnie o krok. W końcu po kilku tygodniach miałem dość i zostaliśmy przyjaciółmi. Od tego czasu zawsze trzymał się za mną, Shinrą, Kadotą i... Izayą. Podziwiał mnie za moją wielką siłę, raz mi nawet powiedział, że mi zazdrości. Byliśmy wręcz nierozłączni. Prawie wszystko robiliśmy razem. Tamtej nocy. Było to kilka dni po zakończeniu roku szkolnego. Nasza 4 skończyła szkołę, więc Hayato żeby to uczcić zaprosił nas do Rosyjskiego Sushi. Nieźle tam popiłem. Po tym poszliśmy się przejść. Chodziliśmy kilka godzin, aż doszliśmy do opuszczonego stadionu. Spędzaliśmy tam bardzo dużo czasu kiedy urywaliśmy się z lekcji, więc poszliśmy tam posiedzieć i pooglądać gwiazdy. Najlepszy widok był właśnie tam. Mimo iż ten stadion był w środku miasta, był opuszczony i stary, dzięki czemu nie był oświetlony. Najlepsze miejsce do oglądania gwiazd podczas zimy. Noc była bardzo zimna, przez co nie siedzieliśmy tam długo. Weszliśmy do środka porozglądać się trochę. Nie wiem jakim cudem ale weszliśmy do wielkiego hangaru, chyba był przeznaczony na auta i autobusy drużyn, które miały tu grać. Postanowiliśmy zabawić tam trochę dłużej. Nagle ni stąd ni zowąd Izaya wyciągnął nóż i dźgnął mnie w rękę. Szybko wstałem i zacząłem pytać o co mu chodzi. Nie odpowiedział tylko stał i uśmiechał się głupkowato. Jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. Myślałem, że wszystko było już między nami okej, bo spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu i nic takiego się nie wydarzyło. Zawarczałem i rzuciłem się na niego. Zaczęliśmy się turlać po podłodze i okładać pięściami. Już chciał mnie dźgnąć w brzuch, złapałem go za rękę i wyrwałem nóż. Szybko go odrzuciłem. Chwilę po tym zorientowałem się, że wszyscy próbowali nas powstrzymać. Wstałem i postarałem się uspokoić. Nagle Hayato zaczął coś do mnie mówić. Nie usłyszałem go. Poczułem okropny ból. To Izaya uderzył mnie w nerki. Bolało jak cholera. Puściły mi wszystkie ograniczniki. Przestałem się przejmować, że go skrzywdzę. Nie myślałem trzeźwo. Moim jedynym celem było uciszenie tej cholernej mendy na dobre. Zacząłem go okładać, kopać i gryźć. Zachowywałem się jak potwór. Wszystko stało się czerwoną plamą, już się nie przejmowałem, bo to było takie przyjemne. Podobało mi się górowanie nad kimś, sprawianie mu bólu. Nagle ktoś mnie odciągnął. Usłyszałem krzyki sprzeciwu. Nic nie zdziałały. Rzuciłem się na niego, kompletnie zapominając o Oriharze. Zacząłem go bić. W głowę brzuch, klatkę piersiową. Kiedy to mi się znudziło wstałem i zacząłem go kopać.
S-senpai!
Proszę!
Przestań!
Opanuj się!
Shizuo-senpai!
NIE!
Senpai!!!!!
Wybacz mi!!
Proszę przestań!!
SHIZUO-SENPAI
Nagle wszystko ucichło niczego nie słyszałem. Cała nasza 4 zamilkła. Podniosłem się i rozejrzałem się wokoło. Shinra i Kadota patrzyli na mnie z przerażeniem i łzami w oczach. Za to Izaya... Stał tam i uśmiechał się do mnie. Podbiegł do nas tanecznym krokiem. Podszedł do czegoś za mną. "Shizu-chan, zobacz co narobiłeś~~~" Spojrzałem za siebie. Nie mogłem uwierzyć. Przewróciłem się i upadłem na tyłek. Chciało mi się rzygać na sam widok. Przede mną leżało zmasakrowane ciało Hayato. Tego samego Hayato, który mnie akceptował za to kim jestem, tego samego, który nie bał się mojej siły, pozazdrościł mi jej, tego, który zawsze mnie wspierał. Nie mogłem się powstrzymać i zwymiotowałem. Zacząłem płakać kiedy uświadomiłem sobie że to JA go zabiłem. Moje myśli zaczęły wypełniać dwa słowa. ZABIŁEŚ GO.
ZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGoZabiłeśGo
Po tym kiedy wszyscy się trochę uspokoiliśmy. Postanowiliśmy, że zadzwonimy po policję. Kiedy wyciągałem telefon Izaya wziął go i wyrzucił. "Czy wy w ogóle myślicie?! Jeśli zadzwonicie po policję to wszyscy pójdziemy do więzienia. Nie możemy tam iść. Mam plan więc mnie słuchajcie." Byliśmy w takim szoku, że posłuchaliśmy go bez żadnych sprzeciwów. Jego planem było to że zakopiemy go na bagnach. Tam go nikt nie znajdzie. Pojechaliśmy tam. Izaya załatwił nam transport. Kiedy zaszło słońce poszliśmy tam. Było wyjątkowo zimno i ciemno. Weszliśmy głęboko w ten las i tam zorientowałem się co naprawdę robimy. Zacząłem się kłócić, że nie możemy tu pochować Hayato. Że to nie może być miejsce jego spoczynku. Chciałem, żeby przynajmniej miał normalny pogrzeb. Długo się tak spierałem, jednak po chwili Shinra powiedział żebym przestał. Nie mogłem na to patrzeć, więc się odwróciłem i czekałem aż skończą. Kiedy skończyli i zatarli wszystkie ślady ruszyliśmy z powrotem. Kiedy wyszliśmy z lasu zobaczyłem, że jest pochłonięty w głębokiej mgle, jakby chciał ochronić to co jest w środku. Ten las był cholernie mroczny i straszny. Nigdy go nie zapomnę. Po powrocie do Tokio zaczęło do mnie docierać, że Hayato naprawdę umarł i go z nami nie ma. Popadłem w głęboką depresję kiedy po mieście zaczęto rozwieszać plakaty ze zdjęciem Hayato, nawet we wiadomościach o tym mówiono. Nas jakimś cudem nie przesłuchiwano. Więc zapewne Izaya się tym zajął. To był bardzo mroczny dla mnie okres, nie wychodziłem z domu. Siedziałem zamknięty w swoim pokoju pożerany przez wyrzuty sumienia. Uświadomiłem sobie, że to dla niego koniec, nie skończy szkoły, nie pójdzie na studia, nie zakocha się, nie założy rodziny... To koniec. Po pewnym czasie ludzie zaczęli coś podejrzewać, plotki szybko zostały uciszone przez policję ponieważ miałem alibi < dzięki Izayi. Tego wieczoru cała nasza czwórka była w Hokkaido i bawiła się po wsze czasy. > Jednak ludzie wiedzieli, po cichu mnie oskarżali.
To Twoja wina!
Ty go zabiłeś!
Gdybyś się tylko nie urodził!
Od zawsze było z nim coś nie tak!
Powinni go zamknąć!
Co jeśli jeszcze kogoś zabije?!
TO TWOJA WINA POTWORZE!
TwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTojaWinaTwojaWinaTwojaWinaTwojaWina
Po kilku miesiącach Shinra nie mógł już na to patrzeć. Zwołał pozostałą dwójkę i przyszli do mojego mieszkania. Po długiej rozmowie z Shinrą, który próbował mnie zahipnotyzować udało się. Zapomniałem wszystko co się wydarzyło. Hayato zniknął z mojego świata. Ja zacząłem normalnie funkcjonować jak gdyby nic się nie stało. Niesprawiedliwe. Byłem słaby. Nie powinienem o nim zapominać.
·
·
·
·
Obudziłem się i gwałtownie podniosłem. Okazało się, że dalej jestem w mieszkaniu Orihary. A koło mnie siedzi Shinra wraz z Izayą.
- S-shizuo-kun? Dobrze się czujesz - zapytał doktorek po cichu.
- W porządku!? Jeszcze pytasz?! Dlaczego to zrobiłeś?! Nie powinieneś był mi pozwolić o nim zapomnieć! To nie fair! - zawołałem
- Ale Shizuo-kun! Byłeś wrakiem człowieka! Nie mogłem patrzeć na to jak się zadręczasz! Gdybym tylko w tedy Cię powstrzymał to by się nie stało! - wykrzyknął i złapał się za głowę. Spod jego okularów wypłynęły łzy.
- Shinra - westchnąłem - Nie masz się czym obwiniać. To była moja wina. Nikogo więcej. Więc się tak nie zamartwiaj. - powoli wstałem i poszedłem w kierunku naprawionych już drzwi. Tym razem otworzyłem je jak człowiek. Słyszałem że doktorek mnie woła, ale teraz wolę być sam. Szczerze to czuję się fatalnie. Ale muszę sobie wszystko dokładnie przemyśleć. Zauważyłem, że długo zajęło mi to odzyskiwanie pamięci i było już południe. Przez właściwie cały dzień włóczyłem się po miejscach, w których bywałem z Hayato. Park i 3 ławka po lewej stronie na której zawsze piliśmy kawę z automatu. Pił ją mimo tego iż jej nienawidził, zawsze się krzywił kiedy ją pił, jednak nigdy nie zostawił ani kropelki. Następne: Skate Park w Shinjiku, często pokazywał mi czego się nauczył na desce. To była jego miłość. Uwielbiał to robić i był w tym świetny. Pizzeria zaraz obok i stolik 13, jeśli był zajęty to czekaliśmy ile trzeba było. Nie mogliśmy usiąść przy innym. Odwiedziłem jeszcze kilka innych miejsc. Kiedy zaczynało się ściemniać, poszedłem na ten stadion. Wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną siłą. Wyrzuty były nie do zniesienia. Dalej nie potrafię się pogodzić z tym co zrobiłem. To było straszne. Ja jestem straszny. Nie chcę być takim człowiekiem. Spojrzałem na swoje dłonie, które się trzęsły. Poczułem spływające łzy po moich policzkach. Łzy, które nie wypływały przez te wszystkie lata. Zacząłem płakać, położyłem się na podłodze i pogrążyłem w smutku. Nie mogę tak funkcjonować. Ten ból to za wiele dla mnie. Nie będę mógł z czymś takim żyć. Już wiem co muszę zrobić.
Wstałem i poszedłem przed siebie. Wszedłem na pierwszy lepszy budynek. Wszedłem na dach. Popatrzałem na niebo. Księżyc był w pełni, otoczony setkami gwiazd. Śmierć oznacza koniec. Koniec wszystkiego. Nie rozwiniesz się, nie poznasz nowych rzeczy, nie poznasz wielu rzeczy, jednak czasem to jedyne wyjście. To nie ucieczka, po prostu chcę stawić czoło swoim błędom, stawić czoło Hayato. Nie chcę więcej uciekać. To dla mnie jedyne wyjście. Nie mógł bym żyć z myślą że własnymi rękoma odebrałem komuś życie. Stanąłem na krańcu, spojrzałem ostatni raz na niebo. Ostatni raz na to piękne zarazem brutalne i okrutne miasto gdzie zabójstwa są na porządku dziennym. Pożegnałem się z tym miejscem. Mimo wszystko miałem dobre życie. I skoczyłem w czarną otchłań. Spadałem kilka sekund. Niczego nie poczułem. Była tylko ciemność.
Izaya
Rzuciłem gazetę na stół. Zawiodłeś mnie Shizu-chan. Nie takiego zakończenia się spodziewałem, po tych wszystkich przygotowaniach. Wiedziałem, że Hayato będzie chciał Cię powstrzymać. Jedyne co musiałem zrobić to tylko Cię nieźle rozzłościć i tyle. Nie sądziłem, że tak łatwo pójdzie, jednak zakończenie mnie zawiodło. Bardzo zawiodło. Jednak kiedyś każda gra się kończy. Nie sądziłem, że zostaniesz KOLEJNYM samobójcą. To takie zwykłe, a ja nie lubię zwykłych ludzi. Muszę przyznać, świetnie się z Tobą bawiłem, ale na świecie jest jeszcze wiele ludzi, nie byłeś jedynym interesującym człowiekiem. Miło było Cię poznać Shizuo Heiwajima-chan
Bardzo dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że się spodobało *^* Zachęcam do pisania komentarzy, które bardzo motywują :3 Piszcie czy się spodobało czy nie *^* Kapujecie, że to miało 15 stron? Chyba najdłuższe jakie napisałam xDDDDD Zapraszam do głosowania w ankiecie~!~!
Pozdrowionka Nanako
czwartek, 24 lipca 2014
Apokalipsa = Przetrwanie Rozdział III
Joł~! Jest opo, tak się cieszę, że je nareszcie skończyłam :3 I ma prawie 7 stron, rozumiecie! xD Bardzo się przy nim postarałam i mam nadzieję, że się Wam spodoba ^.^ Tak jak teraz myślę, to będę jeszcze góra 2 rozdziały, bo akcja bardzo szybko mi pognała ;-; No ale na szczęście pomysłów nie brakuje xD Zapraszam do czytania i proszę o komentarze :3 :3 < Z góry przepraszam za końcówkę xDDDD >
Shizuo
Obudziły mnie głośne krzyki i zamieszanie wokół mnie. Na początku myślałem, żę to nic takiego i sami dadzą radę, a ja spokojnie wrócę do spania, ale nie. Z wielką niechęcią zwlokłem się z łóżka i poszedłem sprawdzić co się stało. Nie wyspałem się, za cholerę. Przez prawie całą noc dręczyły mnie myśli o tej durnej wszy, cały czas zaprzątał mi głowę, w dodatku nie mogłem pozbyć się tego uczucia niepokoju. Zasnąłem o 5 rano, a teraz mamy godzinę 8, po prostu zajebiście. Pomyślałem zrezygnowany, zmierzając w kierunku zamieszania.
- Co się stało?! - ryknąłem na wszystkich, może nie powinienem tak głośno, ale jestem w wyjątkowo złym humorze. Dalej nie mogę uwierzyć, że martwiłem się o tę mendę. Przecież nic mu się nie mogło stać... Jest jak to on miał w zwyczaju mówić "Samowystarczalny".
- Heiwajima-san!! Nareszcie pan przyszedł! Proszę zobaczyć kogo przywiało!-powiedział jakiś chłopak, który dołączył do nas niedawno. Hehe, Heiwajima-san, co. Od razu poprawiło mi to humor. Dzieciak zaczął mnie adorować, odkąd ocaliłem mu tyłek. Jeszcze istnieją dobrze wychowani ludzie co potrafią szanować starszych. Przebiłem się przez tłum ludzi i mój humor prysnął tak szybko jak się pojawił. Przede mną leżał, nikt inny jak Izaya Orihara we własnej osobie. Aż się we mnie zagotowało, ruszyłem na niego z pięścią i wiązką przekleństw na języku, jednak szybko zostałem powstrzymany. Simon przytrzymał mnie za ramiona, a Kishitani stanął przede mną.
-Shinra, Simon, co Wy do cholery wyprawiacie?!?!?! - wykrzyczałem
- Shizuo-kun! Uspokój się i pomyśl trzeźwo! - powiedział Kishitani z poważnym wyrazem twarzy. - Spójrz tylko na niego! - krzyknął. Niech mu będzie. Zamknąłem na chwilę oczy i starałem się pomyśleć o czymś przyjemnym, czymś czym nie jest rozgniatanie tej czarnej głowy kijem bejsbolo... Shiiit, uspokój się debilu, skarciłem się. Otworzyłem oczy, poklepałem Simona w geście iż może mnie puścić i podszedłem do dość małej kulki w czarnej kurtce z białym futerkiem. Coś tu nie gra. Podszedłem jeszcze bliżej i zauważyłem małą kałużę krwi. Wyciągnąłem rękę i przekręciłem zimne ciało Orihary na bok. Był cały pokrwawiony w siniakach i rozcięciach. Z jego brzucha wylewała się małym strumyczkiem krew. Oczy miał zamknięte. Jego oddech, płytki i szybki. Ufff, oddycha... Nagle zdałem sobie sprawę, że dłonie mam spocone i trzęsę się. Ze strachu? Nie, ze strachu o ... Izayę? Nie, nie to niemożliwe... Nie teraz czas o tym myśleć.
- Shinra? Co tu się stało? - zapytałem już totalnie poważny, zerkając to na nieprzytomnego informatora to na doktora.
- Sam nie jestem pewien. Jakieś 10 minut temu do mojego pokoju wpadł przestraszony Kida-kun, który wyszedł na poranny patrol, i powiedział, że przed wejściem do naszej kryjówki ktoś leży. Pobiegłem za nim i zobaczyłem Izayę. To na razie tyle co wiem.
- I co z tego?! Lepiej go zostawić niech zdechnie! - zapytałem ze złością - Albo...? Czekaj, może posiadać wiele informacji, które pomogą nam w przetrwaniu! - to może być dobry plan. Jeśli uratujemy mu dupę, będzie musiał spłacić długo wdzięczności. Ale, ale... Przecież to największa menda na świecie, nie sądzę aby chciał się nam odwdzięczyć. Jednak spróbować nie zaszkodzi
- Shizuo-kun! Czyli? Mogę się nim zająć? - zapytał. Cholera, w co ja się pakuję.
- Tak. Simon, Tom-san i Shinra, weźcie Izayę i... zajmijcie się nim. - rozkazałem. Kurwa, to wszystko wydaje się być jednym wielkim snem. A może ja naprawdę śnię? Jeśli tak to nawet lepiej.
- Cooo!!! Tak nie można! Przecież to jest największa menda w całym Tokio! Nie możemy mu pomóc! - usłyszałem krzyki sprzeciwu, co za ludzie...
- Ej, wy! - powiedziałem spokojnie - Jest największą wszą w całym Tokio, wszyscy się go boją, ale szanują, jednak jak mam go głęboko w dupie. Nie obchodzi mnie co się z nim stanie, tak było do dzisiaj. Jednak teraz mamy Apokalipsę i każdy człowiek i każda informacja jest nam potrzebna. Wierzcie mi, najchętniej sam bym go zatłukł, ale nie dzisiaj.
- N-no nie, a-ale... - widocznie skończyły im się argumenty. I dobrze.
- Mamy Apokalipsę głąby. Jeśli zdołamy go przeciągnąć na naszą stronę będziemy niepokonani. - powiedziawszy to wróciłem do swojego pokoju i położyłem się spać z myślą iż wydoroślałem. Nie jestem już takim tępym idiotą ganiającym ze znakiem w łapie i rozpierdalającym wszystko na drodze, ale idiotą dalej jestem. Tylko że, kiedy widzę tych wszystkich ludzi, którzy we mnie wierzą, mam ochotę ich chronić... Nic na to nie poradzę. Tylko do jasnej cholery, jak ja mam przetrwać, kiedy ta durna wesz będzie mieszkała ze mną pod jednym dachem.
Izaya
Moje ciało przechodziły konwulsyjne dreszcze, zbierało mi się na wymioty. Nie potrafiłem zapanować nad swoim ciałem. Nie słuchało mnie. Te czerwone oczy wwiercały się we mnie i powoli zbliżały się do mnie ze wszystkich stron. Weź się w garść! Pomyślałem. Nie jestem jakąś tępą ciotą, żeby nawet nie móc uciec! Jakimś cudem wstałem, jednak było za późno, byli już za blisko. Jeden z nich wyciągną do mnie swoje ręce, w niektórych miejscach zgnite. Moje nozdrza wypełnił odór rozkładu i śmierci. Zakrztusiłem się nim i ze strachem zacząłem myśleć o ucieczce. Zaczęli drapać mnie swoimi rękoma. Byli coraz bliżej, a ja nie potrafiłem niczego zrobić. Nagle usłyszałem głośny huk. Zombi nie wiedziały co się dzieje, ich ruchy przestały być tak skoordynowane, rozkojarzyły się. Właśnie na coś takiego czekałem. Szybko wyślizgnąłem się z otaczających mnie trupów i pognałem przed siebie. Już dawno nie byłem tak szczęśliwy. Jednak nie cieszyłem się długo. Zombie były wszędzie. Dosłownie. Kiedy mnie zobaczyły, zaczęły iść w moim kierunku, jednak coś mi tu nie pasowało... One nie miały czerwonych oczu, nie były skoordynowane. Skarciłem się za myślenie o takich pierdołach w takim czasie. Nie zatrzymałem się, tylko pędziłem dalej ile sił. Zawsze myślałem, że Zombie to jakieś popierdółki, będą wolne i głupie. Myliłem się. Były znacznie szybsze niż by się mogło wydawać. Dreptały mi po piętach. Więc postanowiłem wbiegać do ciasnych i krętych uliczek, aby je zgubić, jednak nie dały się. W pewnym momencie obróciłem się za siebie aby sprawdzić jak wygląda sytuacja i to właśnie był mój błąd. Poczułem przeszywający ból w prawym boku. Przewróciłem się i wpadłem na ścianę. Ślepy zaułek. Nie jest dobrze. Spojrzałem w dół, mój bok przeszywał gruby, ostry drewniany kołek, ze szpikulcami wychodzącymi z boku. Szybko oszacowałem sytuację. Jeśli wyjmę kołek teraz, będzie to strasznie bolało i krew poleci jak z kranu, co mnie bardzo spowolni. Postanowiłem go zostawić. pozbierałem się z ziemi jak najszybciej mogłem i zacząłem szukać sposobu aby się stąd wydostać. Zombie dobiegły do mnie w mgnieniu oka. Zaczęły mnie bić. Tak, zombie zaczęły mnie bić. Dostałem kilka ciosów w głowę, wiele kopniaków w mój i tak już pokiereszowany brzuch, nie miały litości, a ja straciłem wszelkie siły. Adrenalina, która dodała mi sił aby uciec, teraz opuszczałam moje ciało. Powieki stały się ciężkie, a ciało ociężałe. Nie potrafiłem się obronić. W ferworze walki usłyszałem to ;
- O-r-i-h-a-r-a
- I-z-a-y-a
- Z-a-b-i-ć
- I-z-a-y-a
Zacząłem się trząść, straciłem wszelką nadzieję. Czyli oni planowali mnie zabić. To nie przypadek. Zauważyłam kilku z nich, jak zaczęli się schylać. Jeden z nich wziął moją bezwładną rękę i przyłożył ją do ust. W jednej chwili przypomniało mi się co oznacza jeno ugryzienie. Nie ma bata! Nie umrę w takim miejscu! Takie myśli zaczęły wypełniać moją głowę. Ostatkami sił wyjąłem nóż awaryjny z mojego buta. Cóż właściwie nie można tego nazwać nożem. To motylek, firmy Benchmade. Włożyłem go tam dla żartu, nie pomyślałbym że uratuje mi życie. Mimo iż ten nóż nie nadaje się do walki, jest kurewsko ostry. Otworzyłem go i zamachnąłem się, odcinając zombie rękę. Odskoczył ode mnie momentalnie. Wstałem i zacząłem się rozglądać. Znalazłem, drabinka na wysokości około metra 70, powinienem dać radę doskoczyć. Spojrzałem na chmarę zombie i zacząłem działać. To moja jedyna szansa, nie dam się tak łatwo, te wszystkie walki z Shizu-chanem nie poszły na marne. Jestem zajebiście wytrzymały. Zacząłem ciąć wszystko co było na mojej drodze, musiałem się nieźle namachać żeby cokolwiek pociąć tym nożem, ale co poradzić. Zombie ocierały się o mnie zdrapując ze mnie skórę, jednak żaden mnie nie ugryzł. Jakimś cudem podszedłem do drabinki. Starałem się jakoś doskoczyć, ale byłem za słaby. Zombi było mnóstwo. Gdzie tylko spojrzeć żywe trupy. Rozłupałem łeb jednemu zombiakowi i nadarzyła się idealne okazja do ucieczki. Skupiłem się i w ten skok włożyłem wszystkie siły jakie mi jeszcze pozostały. Udało się. Złapałem szczebel i powoli zacząłem się podciągać. Coś nagle złapało mnie za nogę i za cholerę nie chciało puścić. Spojrzałem w dół i co zobaczyłem? Jakiegoś zombiaka bez ręki który złapał moją nogę i nie chciał puścić. Kopnąłem go w twarz i spadł na ziemię roztrzaskując tym samym swoją głowę. Wdrapałem się na górę budynku, powoli wstałem i na chwiejnych krokiem poszedłem przed siebie. Zombie nie dały mi spokoju do świtu, ciągle słyszałem obok siebie ich powarkiwania kroki, jednak kiedy wzeszło słońce wszystko ucichło. Nigdzie nie widziałem, żadnego żyjącego trupa. Jak na zawołanie wszystkie zniknęły. Doszedłem pod jakiś budynek, już nawet nie wiem czego, byłem wyczerpany. To naprawdę niesamowite, że udało mi się przeżyć. Przeszedłem jeszcze kilka metrów i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem z impetem na ziemię. Powieki same mi się zamykały, oznaka dużego wykrwawienia. Byłem zbyt zmęczony aby myśleć co będzie dalej. Pochłonęła mnie ciemność. Ciemność bez bólu i zmartwień.
Shizuo
Wstałem o godzinie 17, nieźle mi się spało. Obudziłem się i wiedziałem, że zdarzenia dzisiejszego ranka nie były snem. Niestety. Odkładając wizytę u doktorka do maksimum, poszedłem zjeść obiad na śniadanie, odwiedziłem prawie wszystkich mieszkańców i postanowiłem, że dość uciekania. Poszedłem do części szpitalnej. Kiedy tak teraz myślę, to mamy najlepszą opiekę medyczną. Shinra się strasznie zawziął, kiedy zdał sobie sprawę, że nie moż ebrać udziału w wyprawach, więc obiecał iż stworzy dla nas szpital,w którym wyleczy każdego rannego. Sprawdza się do czsu, kiedy przyniesiemy zakażonego. Zakażony to osoba, która została ugryziona przez zombie, w więcej niż jednym miejscu. Dlaczego w więcej niż jednym miejscu? Ponieważ, kiedy osoba ma jedno ugryzienie, na przykład na ręce, jeśli w ciągu 5 minut odetniemy jej rękę trucizna nie rozprzestrzeni się. Jednak ta metoda nie działa kiedy zombie ugryzie kogoś w brzuch, lub w inną część ciała, której nie da się odciąć. Brutalne, ale prawidziwe.
- Oooo, Shizuo-kun~! Jak miło Cię widzieć! Jak się spało? - Hmmm, wnioskując po jego humorze, wszystko się udało. Po humorze doktorka, można wywnioskować jak poszła operacja.
- Spało się świetnie. I.. Jak tam nasz... PACJENT? - zapytałem, zaciskając zęby. Jednak dalej nie mogę uwierzyć, że mu pomagamy. Ahhh. I to w dodatku po moim zapewnieniu, że jego informacje nam się przydadzą. Tylko spokojnie.
- Ekhem, Shizuo, spokojnie. Rana na brzuchu bardzo mnie martwiła, jednak nie była tak poważna jak się spodziewałem, inne rany nie były tak poważne, jednak powrót do zdrowia zajmie mu trochę czasu. Tylko, że bardziej martwię się o jego stan psychiczny, niż o jego ciało.
- Co masz na myśli? - stan psychiczny? O co mu biega?
- Kiedy zaczynałem operację, obudził się kilka razy i krzyczał, że tym razem go nie dostaną, za każdym razem gdy wypowiadał te słowa, zwijał się w kulkę i zaczynał się trząść, czasem nawet błagał aby nie robiły mu krzywdy. Nie jestem pewien, ponieważ nie jestem psychiatrą, jednak może się okazać iż kiedy się obudzi nie będzie już tym samym Izayą Oriharą, którym był i którego znamy.
- A-aha... - nie wiedziałem co mam na to powiedzieć. Doznał aż takiego szoku? Co tam się wydarzyło? Z takimi myślami wyszedłem z gabinetu i powędrowałem na dwór. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. To oznacza iż zombie staną się bardziej aktywne. Tak jest zawsze. Kiedy słońce wstaje, ledwo się poruszają, są jakieś ospałe, jednak kiedy słońce zachodzi, stają się bardzo aktywne i zaczynają polować. W tedy właśnie wszyscy ludzie zmuszeni są siedzieć w domach. My mamy się dobrze ponieważ mamy bazę na jednym z najwyższych budynków, więc zombie łatwo tu nie dotrą. Gorzej mają ludzie, którzy chowają się w normalnych domach. Muszą być bardzo cicho, ponieważ zombie mają bardzo wyczulony zmysł słuchu. Właśnie z tego powodu nie często używamy broni palnej. Posługujemy się tylko bronią białą. Ehhhh, wzięło mi się na rozmyślania. Wygląda na to że chcę uciec od tego co powiedział Shinra. Ale co to ma dokładnie znaczyć? Nie będzie już tym Izayą? Czyli co? Jak mam to rozumieć? Tyle pytań, zero odpowiedzi... Nagle poczułem się wyczerpany. Poszedłem do swojego pokoju i padłem na łóżko. Momentalnie zasnąłem.
·
·
·
·
·
·
·
·
·
7 Godzin później, 2 AM
Hei...-san! ....Wajima-sa! Heiwajima-san!! Proszę się obudzić! -usłyszałem głośny głos koło o=mojego ucha. Podskoczyłem na łóżku i o mało nie dostałem zawału.
- Do cholery! Co się drzesz?!
- P-przepraszam, ale nie potrafiłem pana dobudzić a Shinra-san kazał mi pana natychmiast przyprowadzić. - spojrzałem na chłopaka, poznałem go, Mikado Ryuugamine, za słaby na wyprawy, więc pomaga Shinrze w szpitalu. W dupę, czego on ode mnie chce o tej godzinie?!
- Ehhh. Sorry młody, jestem trochę drażliwy kiedy zostanę obudzony, nie bierz tego do siebie. Poczekaj chwilę, muszę się ogarnąć i zaraz pójdziemy. Zmieniłem szybko gacie, wziąłem nowy T-shirt i ruszyłem za Mikado.
- A nie wiesz może co się stało, że teraz mnie wzywa? - zapytałem, jakby nie patrzeć przerwał mój sen, więc trochę mnie to zaciekawiło
- Ehmmm, Shinra-san powiedział, że lepiej abyś zobaczył to na własne oczy i nie mam pisnąć ani słówka..
- Więc to tak. - po tym nie wymieniliśmy już ani słowa, po prostu podążałem za młodym. Kiedy w końcu dotarliśmy, Ryuugamine zapukał i powoli weszliśmy do pokoju.
- No, jesteście nareszcie!
- Shinra? O co chodzi? - nie lubię owijać w bawełnę, więc zapytałem się wprost.
- No więc jakby Ci to powiedzieć... -wyglądał na zmieszanego
- Jak to jak? Najprościej jak się da! - zaczął mnie irytować
- wziął głęboki oddech- Izaya się obudził - co.... zawrzało we mnie, ruszyłem przed siebie
- Shizuo-kun! Uspokój się! Zanim zaczniesz rozrabiać muszę Ci o czymś powiedzieć! - nie zważałem na protesty doktorka. Dotarłem do cienkiej zasłonki i jednym mocnym ruchem odsunąłem ją.
-Shizuo! -skarcił mnie, jednak nie robiło to na mnie wrażenia, więc zignorowałem go. Za nią stało łóżko a na niej mała postać. Wyciągnąłem rękę aby go dotknąć, ale szybko mi umknęło i pobiegło do kąta. Nie ma wątpliwości te ruchy. To na pewno on, Izaya.
- Uspokój się! Niczego nie rozumiesz! Przestraszysz go! - zawołał Kishitani. podszedłem do Orihary i już zamachałem się ręką kiedy w ciemnym kącie mignęły jego oczy. Przerażone i zagubione oczy. Te same, jednak inne.
Wiem że koniec zajebiście chamski, ale tak wyszło xDDD Przepraszam xD Mam nadzieję, że się spodobało :3
Pozdrowionka Nanako
Shizuo
Obudziły mnie głośne krzyki i zamieszanie wokół mnie. Na początku myślałem, żę to nic takiego i sami dadzą radę, a ja spokojnie wrócę do spania, ale nie. Z wielką niechęcią zwlokłem się z łóżka i poszedłem sprawdzić co się stało. Nie wyspałem się, za cholerę. Przez prawie całą noc dręczyły mnie myśli o tej durnej wszy, cały czas zaprzątał mi głowę, w dodatku nie mogłem pozbyć się tego uczucia niepokoju. Zasnąłem o 5 rano, a teraz mamy godzinę 8, po prostu zajebiście. Pomyślałem zrezygnowany, zmierzając w kierunku zamieszania.
- Co się stało?! - ryknąłem na wszystkich, może nie powinienem tak głośno, ale jestem w wyjątkowo złym humorze. Dalej nie mogę uwierzyć, że martwiłem się o tę mendę. Przecież nic mu się nie mogło stać... Jest jak to on miał w zwyczaju mówić "Samowystarczalny".
- Heiwajima-san!! Nareszcie pan przyszedł! Proszę zobaczyć kogo przywiało!-powiedział jakiś chłopak, który dołączył do nas niedawno. Hehe, Heiwajima-san, co. Od razu poprawiło mi to humor. Dzieciak zaczął mnie adorować, odkąd ocaliłem mu tyłek. Jeszcze istnieją dobrze wychowani ludzie co potrafią szanować starszych. Przebiłem się przez tłum ludzi i mój humor prysnął tak szybko jak się pojawił. Przede mną leżał, nikt inny jak Izaya Orihara we własnej osobie. Aż się we mnie zagotowało, ruszyłem na niego z pięścią i wiązką przekleństw na języku, jednak szybko zostałem powstrzymany. Simon przytrzymał mnie za ramiona, a Kishitani stanął przede mną.
-Shinra, Simon, co Wy do cholery wyprawiacie?!?!?! - wykrzyczałem
- Shizuo-kun! Uspokój się i pomyśl trzeźwo! - powiedział Kishitani z poważnym wyrazem twarzy. - Spójrz tylko na niego! - krzyknął. Niech mu będzie. Zamknąłem na chwilę oczy i starałem się pomyśleć o czymś przyjemnym, czymś czym nie jest rozgniatanie tej czarnej głowy kijem bejsbolo... Shiiit, uspokój się debilu, skarciłem się. Otworzyłem oczy, poklepałem Simona w geście iż może mnie puścić i podszedłem do dość małej kulki w czarnej kurtce z białym futerkiem. Coś tu nie gra. Podszedłem jeszcze bliżej i zauważyłem małą kałużę krwi. Wyciągnąłem rękę i przekręciłem zimne ciało Orihary na bok. Był cały pokrwawiony w siniakach i rozcięciach. Z jego brzucha wylewała się małym strumyczkiem krew. Oczy miał zamknięte. Jego oddech, płytki i szybki. Ufff, oddycha... Nagle zdałem sobie sprawę, że dłonie mam spocone i trzęsę się. Ze strachu? Nie, ze strachu o ... Izayę? Nie, nie to niemożliwe... Nie teraz czas o tym myśleć.
- Shinra? Co tu się stało? - zapytałem już totalnie poważny, zerkając to na nieprzytomnego informatora to na doktora.
- Sam nie jestem pewien. Jakieś 10 minut temu do mojego pokoju wpadł przestraszony Kida-kun, który wyszedł na poranny patrol, i powiedział, że przed wejściem do naszej kryjówki ktoś leży. Pobiegłem za nim i zobaczyłem Izayę. To na razie tyle co wiem.
- I co z tego?! Lepiej go zostawić niech zdechnie! - zapytałem ze złością - Albo...? Czekaj, może posiadać wiele informacji, które pomogą nam w przetrwaniu! - to może być dobry plan. Jeśli uratujemy mu dupę, będzie musiał spłacić długo wdzięczności. Ale, ale... Przecież to największa menda na świecie, nie sądzę aby chciał się nam odwdzięczyć. Jednak spróbować nie zaszkodzi
- Shizuo-kun! Czyli? Mogę się nim zająć? - zapytał. Cholera, w co ja się pakuję.
- Tak. Simon, Tom-san i Shinra, weźcie Izayę i... zajmijcie się nim. - rozkazałem. Kurwa, to wszystko wydaje się być jednym wielkim snem. A może ja naprawdę śnię? Jeśli tak to nawet lepiej.
- Cooo!!! Tak nie można! Przecież to jest największa menda w całym Tokio! Nie możemy mu pomóc! - usłyszałem krzyki sprzeciwu, co za ludzie...
- Ej, wy! - powiedziałem spokojnie - Jest największą wszą w całym Tokio, wszyscy się go boją, ale szanują, jednak jak mam go głęboko w dupie. Nie obchodzi mnie co się z nim stanie, tak było do dzisiaj. Jednak teraz mamy Apokalipsę i każdy człowiek i każda informacja jest nam potrzebna. Wierzcie mi, najchętniej sam bym go zatłukł, ale nie dzisiaj.
- N-no nie, a-ale... - widocznie skończyły im się argumenty. I dobrze.
- Mamy Apokalipsę głąby. Jeśli zdołamy go przeciągnąć na naszą stronę będziemy niepokonani. - powiedziawszy to wróciłem do swojego pokoju i położyłem się spać z myślą iż wydoroślałem. Nie jestem już takim tępym idiotą ganiającym ze znakiem w łapie i rozpierdalającym wszystko na drodze, ale idiotą dalej jestem. Tylko że, kiedy widzę tych wszystkich ludzi, którzy we mnie wierzą, mam ochotę ich chronić... Nic na to nie poradzę. Tylko do jasnej cholery, jak ja mam przetrwać, kiedy ta durna wesz będzie mieszkała ze mną pod jednym dachem.
Izaya
Moje ciało przechodziły konwulsyjne dreszcze, zbierało mi się na wymioty. Nie potrafiłem zapanować nad swoim ciałem. Nie słuchało mnie. Te czerwone oczy wwiercały się we mnie i powoli zbliżały się do mnie ze wszystkich stron. Weź się w garść! Pomyślałem. Nie jestem jakąś tępą ciotą, żeby nawet nie móc uciec! Jakimś cudem wstałem, jednak było za późno, byli już za blisko. Jeden z nich wyciągną do mnie swoje ręce, w niektórych miejscach zgnite. Moje nozdrza wypełnił odór rozkładu i śmierci. Zakrztusiłem się nim i ze strachem zacząłem myśleć o ucieczce. Zaczęli drapać mnie swoimi rękoma. Byli coraz bliżej, a ja nie potrafiłem niczego zrobić. Nagle usłyszałem głośny huk. Zombi nie wiedziały co się dzieje, ich ruchy przestały być tak skoordynowane, rozkojarzyły się. Właśnie na coś takiego czekałem. Szybko wyślizgnąłem się z otaczających mnie trupów i pognałem przed siebie. Już dawno nie byłem tak szczęśliwy. Jednak nie cieszyłem się długo. Zombie były wszędzie. Dosłownie. Kiedy mnie zobaczyły, zaczęły iść w moim kierunku, jednak coś mi tu nie pasowało... One nie miały czerwonych oczu, nie były skoordynowane. Skarciłem się za myślenie o takich pierdołach w takim czasie. Nie zatrzymałem się, tylko pędziłem dalej ile sił. Zawsze myślałem, że Zombie to jakieś popierdółki, będą wolne i głupie. Myliłem się. Były znacznie szybsze niż by się mogło wydawać. Dreptały mi po piętach. Więc postanowiłem wbiegać do ciasnych i krętych uliczek, aby je zgubić, jednak nie dały się. W pewnym momencie obróciłem się za siebie aby sprawdzić jak wygląda sytuacja i to właśnie był mój błąd. Poczułem przeszywający ból w prawym boku. Przewróciłem się i wpadłem na ścianę. Ślepy zaułek. Nie jest dobrze. Spojrzałem w dół, mój bok przeszywał gruby, ostry drewniany kołek, ze szpikulcami wychodzącymi z boku. Szybko oszacowałem sytuację. Jeśli wyjmę kołek teraz, będzie to strasznie bolało i krew poleci jak z kranu, co mnie bardzo spowolni. Postanowiłem go zostawić. pozbierałem się z ziemi jak najszybciej mogłem i zacząłem szukać sposobu aby się stąd wydostać. Zombie dobiegły do mnie w mgnieniu oka. Zaczęły mnie bić. Tak, zombie zaczęły mnie bić. Dostałem kilka ciosów w głowę, wiele kopniaków w mój i tak już pokiereszowany brzuch, nie miały litości, a ja straciłem wszelkie siły. Adrenalina, która dodała mi sił aby uciec, teraz opuszczałam moje ciało. Powieki stały się ciężkie, a ciało ociężałe. Nie potrafiłem się obronić. W ferworze walki usłyszałem to ;
- O-r-i-h-a-r-a
- I-z-a-y-a
- Z-a-b-i-ć
- I-z-a-y-a
Zacząłem się trząść, straciłem wszelką nadzieję. Czyli oni planowali mnie zabić. To nie przypadek. Zauważyłam kilku z nich, jak zaczęli się schylać. Jeden z nich wziął moją bezwładną rękę i przyłożył ją do ust. W jednej chwili przypomniało mi się co oznacza jeno ugryzienie. Nie ma bata! Nie umrę w takim miejscu! Takie myśli zaczęły wypełniać moją głowę. Ostatkami sił wyjąłem nóż awaryjny z mojego buta. Cóż właściwie nie można tego nazwać nożem. To motylek, firmy Benchmade. Włożyłem go tam dla żartu, nie pomyślałbym że uratuje mi życie. Mimo iż ten nóż nie nadaje się do walki, jest kurewsko ostry. Otworzyłem go i zamachnąłem się, odcinając zombie rękę. Odskoczył ode mnie momentalnie. Wstałem i zacząłem się rozglądać. Znalazłem, drabinka na wysokości około metra 70, powinienem dać radę doskoczyć. Spojrzałem na chmarę zombie i zacząłem działać. To moja jedyna szansa, nie dam się tak łatwo, te wszystkie walki z Shizu-chanem nie poszły na marne. Jestem zajebiście wytrzymały. Zacząłem ciąć wszystko co było na mojej drodze, musiałem się nieźle namachać żeby cokolwiek pociąć tym nożem, ale co poradzić. Zombie ocierały się o mnie zdrapując ze mnie skórę, jednak żaden mnie nie ugryzł. Jakimś cudem podszedłem do drabinki. Starałem się jakoś doskoczyć, ale byłem za słaby. Zombi było mnóstwo. Gdzie tylko spojrzeć żywe trupy. Rozłupałem łeb jednemu zombiakowi i nadarzyła się idealne okazja do ucieczki. Skupiłem się i w ten skok włożyłem wszystkie siły jakie mi jeszcze pozostały. Udało się. Złapałem szczebel i powoli zacząłem się podciągać. Coś nagle złapało mnie za nogę i za cholerę nie chciało puścić. Spojrzałem w dół i co zobaczyłem? Jakiegoś zombiaka bez ręki który złapał moją nogę i nie chciał puścić. Kopnąłem go w twarz i spadł na ziemię roztrzaskując tym samym swoją głowę. Wdrapałem się na górę budynku, powoli wstałem i na chwiejnych krokiem poszedłem przed siebie. Zombie nie dały mi spokoju do świtu, ciągle słyszałem obok siebie ich powarkiwania kroki, jednak kiedy wzeszło słońce wszystko ucichło. Nigdzie nie widziałem, żadnego żyjącego trupa. Jak na zawołanie wszystkie zniknęły. Doszedłem pod jakiś budynek, już nawet nie wiem czego, byłem wyczerpany. To naprawdę niesamowite, że udało mi się przeżyć. Przeszedłem jeszcze kilka metrów i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem z impetem na ziemię. Powieki same mi się zamykały, oznaka dużego wykrwawienia. Byłem zbyt zmęczony aby myśleć co będzie dalej. Pochłonęła mnie ciemność. Ciemność bez bólu i zmartwień.
Shizuo
Wstałem o godzinie 17, nieźle mi się spało. Obudziłem się i wiedziałem, że zdarzenia dzisiejszego ranka nie były snem. Niestety. Odkładając wizytę u doktorka do maksimum, poszedłem zjeść obiad na śniadanie, odwiedziłem prawie wszystkich mieszkańców i postanowiłem, że dość uciekania. Poszedłem do części szpitalnej. Kiedy tak teraz myślę, to mamy najlepszą opiekę medyczną. Shinra się strasznie zawziął, kiedy zdał sobie sprawę, że nie moż ebrać udziału w wyprawach, więc obiecał iż stworzy dla nas szpital,w którym wyleczy każdego rannego. Sprawdza się do czsu, kiedy przyniesiemy zakażonego. Zakażony to osoba, która została ugryziona przez zombie, w więcej niż jednym miejscu. Dlaczego w więcej niż jednym miejscu? Ponieważ, kiedy osoba ma jedno ugryzienie, na przykład na ręce, jeśli w ciągu 5 minut odetniemy jej rękę trucizna nie rozprzestrzeni się. Jednak ta metoda nie działa kiedy zombie ugryzie kogoś w brzuch, lub w inną część ciała, której nie da się odciąć. Brutalne, ale prawidziwe.
- Oooo, Shizuo-kun~! Jak miło Cię widzieć! Jak się spało? - Hmmm, wnioskując po jego humorze, wszystko się udało. Po humorze doktorka, można wywnioskować jak poszła operacja.
- Spało się świetnie. I.. Jak tam nasz... PACJENT? - zapytałem, zaciskając zęby. Jednak dalej nie mogę uwierzyć, że mu pomagamy. Ahhh. I to w dodatku po moim zapewnieniu, że jego informacje nam się przydadzą. Tylko spokojnie.
- Ekhem, Shizuo, spokojnie. Rana na brzuchu bardzo mnie martwiła, jednak nie była tak poważna jak się spodziewałem, inne rany nie były tak poważne, jednak powrót do zdrowia zajmie mu trochę czasu. Tylko, że bardziej martwię się o jego stan psychiczny, niż o jego ciało.
- Co masz na myśli? - stan psychiczny? O co mu biega?
- Kiedy zaczynałem operację, obudził się kilka razy i krzyczał, że tym razem go nie dostaną, za każdym razem gdy wypowiadał te słowa, zwijał się w kulkę i zaczynał się trząść, czasem nawet błagał aby nie robiły mu krzywdy. Nie jestem pewien, ponieważ nie jestem psychiatrą, jednak może się okazać iż kiedy się obudzi nie będzie już tym samym Izayą Oriharą, którym był i którego znamy.
- A-aha... - nie wiedziałem co mam na to powiedzieć. Doznał aż takiego szoku? Co tam się wydarzyło? Z takimi myślami wyszedłem z gabinetu i powędrowałem na dwór. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. To oznacza iż zombie staną się bardziej aktywne. Tak jest zawsze. Kiedy słońce wstaje, ledwo się poruszają, są jakieś ospałe, jednak kiedy słońce zachodzi, stają się bardzo aktywne i zaczynają polować. W tedy właśnie wszyscy ludzie zmuszeni są siedzieć w domach. My mamy się dobrze ponieważ mamy bazę na jednym z najwyższych budynków, więc zombie łatwo tu nie dotrą. Gorzej mają ludzie, którzy chowają się w normalnych domach. Muszą być bardzo cicho, ponieważ zombie mają bardzo wyczulony zmysł słuchu. Właśnie z tego powodu nie często używamy broni palnej. Posługujemy się tylko bronią białą. Ehhhh, wzięło mi się na rozmyślania. Wygląda na to że chcę uciec od tego co powiedział Shinra. Ale co to ma dokładnie znaczyć? Nie będzie już tym Izayą? Czyli co? Jak mam to rozumieć? Tyle pytań, zero odpowiedzi... Nagle poczułem się wyczerpany. Poszedłem do swojego pokoju i padłem na łóżko. Momentalnie zasnąłem.
·
·
·
·
·
·
·
·
·
7 Godzin później, 2 AM
Hei...-san! ....Wajima-sa! Heiwajima-san!! Proszę się obudzić! -usłyszałem głośny głos koło o=mojego ucha. Podskoczyłem na łóżku i o mało nie dostałem zawału.
- Do cholery! Co się drzesz?!
- P-przepraszam, ale nie potrafiłem pana dobudzić a Shinra-san kazał mi pana natychmiast przyprowadzić. - spojrzałem na chłopaka, poznałem go, Mikado Ryuugamine, za słaby na wyprawy, więc pomaga Shinrze w szpitalu. W dupę, czego on ode mnie chce o tej godzinie?!
- Ehhh. Sorry młody, jestem trochę drażliwy kiedy zostanę obudzony, nie bierz tego do siebie. Poczekaj chwilę, muszę się ogarnąć i zaraz pójdziemy. Zmieniłem szybko gacie, wziąłem nowy T-shirt i ruszyłem za Mikado.
- A nie wiesz może co się stało, że teraz mnie wzywa? - zapytałem, jakby nie patrzeć przerwał mój sen, więc trochę mnie to zaciekawiło
- Ehmmm, Shinra-san powiedział, że lepiej abyś zobaczył to na własne oczy i nie mam pisnąć ani słówka..
- Więc to tak. - po tym nie wymieniliśmy już ani słowa, po prostu podążałem za młodym. Kiedy w końcu dotarliśmy, Ryuugamine zapukał i powoli weszliśmy do pokoju.
- No, jesteście nareszcie!
- Shinra? O co chodzi? - nie lubię owijać w bawełnę, więc zapytałem się wprost.
- No więc jakby Ci to powiedzieć... -wyglądał na zmieszanego
- Jak to jak? Najprościej jak się da! - zaczął mnie irytować
- wziął głęboki oddech- Izaya się obudził - co.... zawrzało we mnie, ruszyłem przed siebie
- Shizuo-kun! Uspokój się! Zanim zaczniesz rozrabiać muszę Ci o czymś powiedzieć! - nie zważałem na protesty doktorka. Dotarłem do cienkiej zasłonki i jednym mocnym ruchem odsunąłem ją.
-Shizuo! -skarcił mnie, jednak nie robiło to na mnie wrażenia, więc zignorowałem go. Za nią stało łóżko a na niej mała postać. Wyciągnąłem rękę aby go dotknąć, ale szybko mi umknęło i pobiegło do kąta. Nie ma wątpliwości te ruchy. To na pewno on, Izaya.
- Uspokój się! Niczego nie rozumiesz! Przestraszysz go! - zawołał Kishitani. podszedłem do Orihary i już zamachałem się ręką kiedy w ciemnym kącie mignęły jego oczy. Przerażone i zagubione oczy. Te same, jednak inne.
Wiem że koniec zajebiście chamski, ale tak wyszło xDDD Przepraszam xD Mam nadzieję, że się spodobało :3
Pozdrowionka Nanako
niedziela, 1 czerwca 2014
Apokalipsa = Przetrwanie ! Rozdział 2
Moi drodzy powróciłam zza grobu~! Nauka totalnie wyczerpała mój umysł, zwłaszcza, że nauczyciele przed egzaminami zamienili się w katów z najczarniejszego dna Mrodoru Q_Q Jeszcze nauki nie koniec, ale już nie ma takiej presji i nareszcie wena mi powróciła~! YaY :3 Taka szczęśliwa, że nareszcie potrafi napisać coś co nie jest kupą gówna xD Dzień Dziecka taki fajny, że aż zrobiłam korekty tego opo i je dodałam ^.^ Awwww. Więc moi drodzy zapraszam do czytania~! ( ** **- takie o to wstawki sygnalizują iż opowiada teraz trzecia osoba czyli będzie to mój bierny obserwator)
**
Minął już tydzień odkąd Japonia została opanowana przez zombie. Na początku większość ludzi opanowała wielka panika i bezradność w stosunku do nieumarłych, nie wiedzieli co mają robić, więc kiedy nadchodził ich czas nie stawiali oporu. Przez takie zachowanie w te 7 dni straciliśmy połowę populacji. Zostało nas około 65 milionów, jednak ta liczba i tak spadnie. Przetrwają tylko najsilniejsi z nas. W tym świecie nie ma miejsca dla słabeuszy. Może i brutalne ale prawdziwe. Jeśli nie umiesz się obronić polegniesz. Nadzwyczaj proste, jednak tak przerażające. W tym świecie życie możesz stracić przez sekundę nieuwagi, jednak czym się to różni od naszego dotychczasowego życia? Wejdziemy na pasy nie sprawdziwszy czy jedzie auto, jeśli jesteś w samolocie, zrywa się przerażająca burza przez co samolot traci sterowność. Właściwie to nic się nie zmieniło. Ludzie umierali, umierają i będą umierać. Nic tego nie zmieni. Jednak znaleźli się też tacy ludzie, którzy nie zawahali się zabić żeby przeżyć. Ci ludzie zaczęli zbierać się w grupy, ponieważ wiedzieli, że w pojedynkę niczego nie zdziałają. Niektórzy pragnęli świata "Zabij lub zgiń". Kiedy oni wszyscy starali się przetrwać za wszelką cenę, jedna osoba siedziała z boku i spokojnie się temu wszystkiemu przyglądała, Czemu była taka spokojna, zapytacie. Ponieważ On zna sekret wszystkich ludzi, do którego tak bardzo nie chcą się przyznać. Ludzie to bestie tak samo jak On, tylko że był On w stanie się do tego przyznać, zaakceptował siebie takiego jakim jest. Kiedy On się przyglądał, najbardziej bawiło Go zachowanie pewnej Złotej Bestii, która tak naprawdę bestią nie była. Naprawdę była bardzo łagodna o wielkim sercu, ale bardzo wybuchowa. Jednak w tym świecie nie jest ważne jakim typem osoby jesteś i co masz w "środku". ważne jest PRZETRWANIE.
**
Izaya
Odkąd wyszedłem z tego pokoju tydzień temu nie widziałem Shizu-chana i Shinry ani razu, jednak jestem pewien, że są cali i zdrowi.Skąd mam taką pewność? Słyszałem wiele ploteczek o grupie ludzi, która nie ma sobie równych. Mówiono o latających znakach drogowych i automatach... Także słyszałem trochę o jeźdźcu bez głowy, więc dalej żyją. Właściwie to czego się spodziewałem? Wszyscy najsilniejsi ludzie w Tokio przetrwali, wliczając mnie. Oczywiście ja jestem typem samotnika więc nie dołączyłem do żadnej grupy, to nie w moim stylu, a poza tym nie lubię działać w grupie. Tam trzeba sobie ufać,a to nie dla mnie. Jeśli będę polegać na innych umrę, ufam tylko sobie i polegam na sobie. Nie potrzebuję nikogo innego. Jeśli komuś zaufam zostanę tylko zraniony. Sam radzę sobie najlepiej. Wiem, że przeżyję, ponieważ nie muszę patrzeć na innych. Nie potrzebuję bliskości drugiej osoby aby przetrwać, jestem samowystarczalny. Mimo iż przez ten pierwszy tydzień było zabawnie, teraz zaczęło mnie to nudzić... Wojsko na nic się nie przydało, sprawiło tylko, że liczba zombie wzrosła. Jak by nie patrzeć Japonia została całkowicie opanowana. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Żadne państwo UE nam nie pomogło, a ja znam ten powód bardzo dobrze. Ahhhh... Może jeszcze coś ciekawego z tego całego zamieszania wyniknie? Uśmiechnąłem się do siebie. Kiedy tak teraz sobie myślę, to wydanie tych paru milionów na zbudowanie tego schronu było całkiem rozsądną decyzją. Najlepszy i najnowocześniejszy system zabezpieczający, mini arsenał, prowiant na wiele lat, dostęp do czystej wody, własny generator prądu i co najważniejsze wiele kamer rozmieszczonych w całym Tokio. To raj... Jedyne co mnie denerwuje to to iż budowniczy zrobili za wiele pokoi, za które musiałem bulić a stoją puste. Tch... Nie przemyślałem tego tak dobrze jak chciałem, ale teraz już nic na to nie poradzę. Chyba wyjdę sobie na przechadzkę. To nie w moim stylu aby cały czas siedzieć w zamknięciu, muszę się poruszać i zrobić troszeczkę zamieszania.
Shizuo
-KURWA~~~ Ile ich tu nalazło! - wykrzyknąłem do Shinry, który właśnie wyjmował maczetę z głowy zombie.
- To zapewne dlatego, że zrobiliśmy tyle hałasu! - wykrzyknął do mnie - No gdzie jest reszta? Jak tak dalej pójdzie nie zdołamy już odpierać ich ataków!
- Powinniśmy przetrzymać do czasu przybycia Celty i reszty! Nie mam zamiaru tu umierać! - i po tych słowach zabraliśmy się za własną obronę.
( 7 dni wcześniej )
Kiedy Izaya wyszedł z tamtego pokoju, byliśmy totalnie skołowani, nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. Nie wiem czy byłem przerażony czy zły. Shinra spanikowany najszybciej jak mógł zadzwonił do Celty i kazał jej sprowadzić do nas jak najwięcej ludzi, mówił dość chaotycznie, ale widocznie go zrozumiała. Czekaliśmy w ciszy parę minut, więc kiedy Celty wpadła do pokoju z hukiem podskoczyliśmy w zaskoczeniu. Za nią widzieliśmy dość dużą grupę żółtych szalików, Kidę, Ryuugamine, Anri, Simona, Tom-san'a i jeszcze około dziesięciu innych ludzi. To był dość słaby pomysł aby wprowadzać ich wszystkich do tego małego pomieszczenia, ale co poradzić. Wszyscy ludzie byli spanikowani i nie wiedzieli o co chodzi. Jeśli to co mówiła zawszona menda to prawda, to zostaniemy zaatakowani. Więc jeśli czegoś nie zrobimy zostaniemy zniszczeni. Wyszedłem na środek i wydarłem się:
- LUDZIE~! Weźcie się w dupę ogarnijcie! Sytuacja jest kryzysowa, przyznaję, ale nie możemy panikować! To najgorsze co możemy teraz zrobić! Trzeba się wziąć w garść i szybko wymyślić jakiś plan, ponieważ jeśli będziemy tu tak sterczeć i się mazać to od razu możemy sobie wpakować kulkę w łeb.
-Shizuo! Nie strasz ich! Nie widzisz, że są przerażeni? - zganił mnie Shinra i sam zacząłem myśleć iż trochę przesadziłem, ale zauważyłem, że atmosfera w pomieszczeniu uległa zmianie, wszyscy wzięli głębokie oddechy i zaczęli na mnie patrzeć.No i co ja mam teraz kurwa zrobić? Wyrwałem się z tym przemówieniem i nawet tego nie przemyślałem... Ehhhhh...
- Więc... Ehm.No kurwa!! Jeśli dobrze myślę, to naszym priorytetem będzie znalezienie dobrej kryjówki - powiedziałem drapiąc się w głowę. Wszyscy w jednym momencie zaczęli rozmawiać, które miejsce byłoby najlepsze, totalnie się rozluźnili. Chyba taki miał być efekt no nie? Więc w ciągu kilku dni nasza grupa znacznie wzrosła, przyłączył się do nas gang Żółtych szalików, oraz kilku innych ludzi. Staliśmy się strasznie zorganizowani i szybko załapaliśmy jak mamy przeżyć w tym świecie, chociaż nie było łatwo dawaliśmy sobie radę, a to wszystko dzięki wzajemnemu zaufaniu. Cały czas trzymaliśmy się w niewielkiej grupie, ponieważ samemu byśmy długo nie pożyli. Zombie całkowicie nie przypominali tych, które pokazywano w telewizji. Oczywiście zdarzały się egzemplarze mniej inteligentne i wysportowane, jednak większość z nich była szybka i potrafiła myśleć, co było jak kij w dupie utrapieniem. Kiedy już raz Cię zobaczyli miałeś przerąbane, zwłaszcza jeśli nie potrafiłeś się obronić, dlatego po naszej pierwszej akcji zrozumieliśmy iż nie wszyscy nadają się do wychodzenia na zewnątrz, więc podzieliliśmy się na grupy. Pierwsza grupa to grupa domowa, czyli jak zapewne można się domyślić nie wychodzą na zewnątrz i nie uczestniczą w akcjach, odpowiadają za posiłki i leczenie rannych. Kolejną grupą jest grupa zwiadowcza, która odpowiada za przygotowanie całej wyprawy, tak aby nie było problemów typu, wychodzimy ze sklepu z łupem i trafiamy na bandę zombie przez co umieramy. Trzecią grupą jest tak zwana grupa szturmowa, czyli grupa, która wychodzi na zewnątrz, walczy z zombie i zdobywa potrzebne rzeczy. Ostatnią grupą, wprawdzie niepotrzebną, jest grupa ratunkowa, jeśli ktoś z nas wpadnie w kłopoty jej zadaniem jest odratowanie danej osoby. Muszę przyznać, że przez ten tydzień naprawdę wiele osiągnęliśmy, nie mieliśmy za wiele czasu a zajebiście się zorganizowaliśmy. Takie poważne przedsięwzięcia do mnie nie pasują, jednak w jakimś stopniu jestem z siebie dumny. Nareszcie moja siła się komuś przydaje i co z tego, że na prawie każdej akcji służę jako wabik na zombie, aby odciągnąć je od reszty. Trochę to smutne, ale dawno nie byłem tak szczęśliwy. Tak wiem, jestem tak wielkim debilem aby cieszyć się z czegoś takiego w czasie apokalipsy, kiedy cały japoński naród jest zagrożony, ale walić to. Nareszcie jestem szczęśliwy i już od tygodnia nie widziałem tej durnej wszy. Co do niego mam teraz pewne mieszane uczucia, jakby nie patrzeć starał się nas wszystkich ostrzec, jednak dalej jest tą tępą mendą, która niszczy mi życie, dlatego właśnie staram się o nim nie myśleć. Teraz muszę się jedynie skupić na przetrwaniu.
(Teraźniejszość)
Z wielkim trudem odpieraliśmy ataki zombie. Nie dość, że byłem padnięty ponieważ stałem dziś w nocy na warcie, to jeszcze muszę tu walczyć u boku Shinry, który przynależy do grupy DOMOWEJ. Durny doktorek uparł się aby iść z nami na akcję i co z tego mamy? To że zwrócił na nas uwagę wszystkich zombie w dzielnicy bo jakimś cudem zranił się w nogę. Spróbowałem nie myśleć o niczym błahym, jak np, tym żeby zmiażdżyć głowę pewnego nieogarniętego człowieka obok mnie, który nie umiał się obronić. Nagle usłyszałem krzyk. Obejrzałem się za siebie i zauważyłem, że Shinra upadł a nad nim pochyla się jakiś tłusty zombie zjeb. Wyciągnąłem zza pazuchy maczetę i beż żadnych ograniczeń zacząłem rozwalać zombiakowe łby. Jeden rzucił się na mnie od tyłu, drugi zaszedł mnie od przodu. Dranie. Z szybkością kolibra przemyślałem cały plan, jeśli tego z przodu rozwalę pierwszego to ten drugi wgryzie mi się w szyję i będzie po mnie, jeśli pierwszego rozwalę tego na plecach nie będę przez jakieś 3 sekundy widział co robi ten z przodu, jednak ryzyko ugryzienia jest mniejsze. Ehhh... Po co ja w ogóle myślę. Wyjście jest proste. Tego z przodu kopnąłem jak najmocniej umiałem przez co odleciał dobre 10 metrów i zatrzymał się dopiero na ścianie jakiegoś budynku. Szybko nawet się nie zastanawiając zamachnąłem się maczetą i wbiłem ją prosto w oko zombie,jednak to go nie powstrzymało. Dalej próbował mnie ugryźć jednak szybko zrzuciłem go z siebie, sam nie wiem jak. Wyjąłem nóż z jego oka i potężnym ciosem rozpołowiłem jego głowę na dwie zajebiście równe części. Obróciłem się w stronę Shinry martwiąc się, że już za późno, jednak doktorkowi nic nie było. Przybył jego czarny jeździec. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Spóźniliście się.
- Najwidoczniej przybyliśmy na czas - odpowiedział stojący obok Celty, Simon, który także uśmiechał się od ucha do ucha. Szybko zwinęliśmy manatki i pobiegliśmy w kierunku naszej skrytki. Nagle zatrzymałem się czując na sobie czyjś wzrok, był tak czujny, że po plecach przebiegł mnie dreszcz. Zacząłem się rozglądać, jednak niczego nie zauważyłem. Co ja do cholery robię?! Muszę stąd wiać! I pobiegł za przyjaciółmi. W tedy jeszcze nie wiedział iż przeczucie Go nie myliło i ktoś naprawdę czujnie go obserwował z ciemności.
Izaya
Już dawno się tak nie ubawiłem. Shizu-chan naprawdę jest bestią, a ta oto apokalipsa jest jego prawdziwym żywiołem. Tylko kiedy walczy można zauważyć jego szeroki uśmiech na twarzy jednak on sam tego nie zauważa. To naprawdę było przeznaczenie. Spokojnie sobie wyszedłem z mojej kryjówki, a tu nagle widzę blond czuprynę biegnącą alejkami. Myślałem co by tu zrobić aby trochę uprzykrzyć mu życie, kiedy nagle zauważyłem biegnącego za nim Shinrę, który ledwo co nadążał za tempem blondyna. Idelnie. Rzuciłem gwiazdką w stronę Shinry i zrobiłem głębokie wcięcie w jego nodze, która zaczęła obficie krwawić. Po chwili zrobiłem wielkie zamieszanie wśród zombiaków i pokierowałem je w stronę mojej blond bestii. Dalej poszło z górki, jako, że doktorek nie jest typem sportowca, a rozcięcie na nodze całkowicie krępowały jego ruchy. Ahhhh, trochę jednak żal mi Shinry bo będzie miał przerąbane u Shizusia ale co poradzić. Ehhh,miałem troche ubawu, ale i tak było to mniej niż się spodziewałem, poszło za łatwo. Ten świat powoli zaczyna mnie nudzić. Co ja mam teraz robić? Muszę coś wymyślić, bo jak nie to zanudzę się na śmierć. Nie żebym miał umrzeć od czegoś tak błahego. Najbardziej martwi mnie to iż okazuję się, że Shizuo jednak posiada mózg a co najgorsze... Potrafi z niego korzystać. Naprawdę się zawiodłem, nie dość, że myśli to używa swojej siły do pomocy innym. Powinienem wkroczyć do akcji. Tak sobie myślałem spokojnie spacerując opustoszałymi ulicami Ikebukuro. Zaczynało się ściemniać i powinienem się gdzieś ukryć, ponieważ z tego co zaobserwowałem to zombie stają się bardziej aktywne nocą. Są bardzo niebezpieczne w dzień, a w nocy to po prostu bestie żywcem z czeluści hadesu. Nagle ogarnęła mnie totalna deprecha, jakoś straciłem powód aby się schować. Mój idealny świat, który tyle tworzyłem, w jednej minucie został zniszczony.
**
Izaya popatrzył w niebo z miną, która mogłaby przynieść na myśl iż był smutny. Mimo wszystko nie chciał aby to się stało, dlatego właśnie chciał zawiadomić odpowiednie osoby. Udaje przed innymi, że taki stan rzeczy jak najbardziej mu odpowiada, bo nie chce aby inni ujrzeli jego prawdziwe uczucia. A nawet, co z tego jeśli by im powiedział o tym co myśli. I tak by mu nie uwierzyli, w końcu jest bezdusznym draniem.
Izayę zamurowało, przeszedł go nieopanowany dreszcz a ciało zlał pot. Nie potrafił powstrzymać drgawek, nie wiedział co się stało, zaczął się rozglądać i... znalazł. Te oczy. Granatowe jak noc, uważnie śledziły każdy jego ruch. Nie potrafił się ruszyć, nie wiedział dlaczego tak się dzieje, aż nagle uświadomił sobie co odczuł. To strach. Poczuł się niekomfortowo, upadł na kolana a ciałem wstrząsały konwulsje, chciał zwymiotować, ale nie mógł. Nie wiedział skąd ani dlaczego, otoczyło go 10 par granatowych oczu, które lśniły w ciemnościach. Przez myśl przeszło mu "Czy tak mam umrzeć"?
**
Shizuo
**
Leżał w ciepłym łóżeczku, a zza ściany słyszał śmiechy i chichy swoich kompanów, którzy opijali udaną wyprawę. Pomyślał iż jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. Nagle ni stąd ni zowąd przeszedł go silny dreszcz i oblał go zimny pot. Nie miał pojęcia co się dzieje. Wstał z łóżka i wyjrzał w ciemną noc, spojrzał na księżyc jakby lekko zaczerwieniony. "Co się dzieje?" I tak zaczęła się długa noc w Tokio
**
I koooniec~! Ołłł yea. Jak dobrze pójdzie to może jeszcze 2 rozdziały z tego będą :3 Więc nareszcie wróciłam i zaczęłam pisać, więc teraz przyrzekam na moją zaczepistą gitarę, że nie będziecie musieli tak długo czekać na jedno durne opowiadanie xD Wracam do życia, że tak powiem. Więc, opowiadanie nie było na korekcie u Haru-chan więc zapewne brakuje przecinków, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie~~! Mam nadzieję, że opo się podobało!! Piszcie opinie : *
Pozdrowionka Nanako
Minął już tydzień odkąd Japonia została opanowana przez zombie. Na początku większość ludzi opanowała wielka panika i bezradność w stosunku do nieumarłych, nie wiedzieli co mają robić, więc kiedy nadchodził ich czas nie stawiali oporu. Przez takie zachowanie w te 7 dni straciliśmy połowę populacji. Zostało nas około 65 milionów, jednak ta liczba i tak spadnie. Przetrwają tylko najsilniejsi z nas. W tym świecie nie ma miejsca dla słabeuszy. Może i brutalne ale prawdziwe. Jeśli nie umiesz się obronić polegniesz. Nadzwyczaj proste, jednak tak przerażające. W tym świecie życie możesz stracić przez sekundę nieuwagi, jednak czym się to różni od naszego dotychczasowego życia? Wejdziemy na pasy nie sprawdziwszy czy jedzie auto, jeśli jesteś w samolocie, zrywa się przerażająca burza przez co samolot traci sterowność. Właściwie to nic się nie zmieniło. Ludzie umierali, umierają i będą umierać. Nic tego nie zmieni. Jednak znaleźli się też tacy ludzie, którzy nie zawahali się zabić żeby przeżyć. Ci ludzie zaczęli zbierać się w grupy, ponieważ wiedzieli, że w pojedynkę niczego nie zdziałają. Niektórzy pragnęli świata "Zabij lub zgiń". Kiedy oni wszyscy starali się przetrwać za wszelką cenę, jedna osoba siedziała z boku i spokojnie się temu wszystkiemu przyglądała, Czemu była taka spokojna, zapytacie. Ponieważ On zna sekret wszystkich ludzi, do którego tak bardzo nie chcą się przyznać. Ludzie to bestie tak samo jak On, tylko że był On w stanie się do tego przyznać, zaakceptował siebie takiego jakim jest. Kiedy On się przyglądał, najbardziej bawiło Go zachowanie pewnej Złotej Bestii, która tak naprawdę bestią nie była. Naprawdę była bardzo łagodna o wielkim sercu, ale bardzo wybuchowa. Jednak w tym świecie nie jest ważne jakim typem osoby jesteś i co masz w "środku". ważne jest PRZETRWANIE.
**
Izaya
Odkąd wyszedłem z tego pokoju tydzień temu nie widziałem Shizu-chana i Shinry ani razu, jednak jestem pewien, że są cali i zdrowi.Skąd mam taką pewność? Słyszałem wiele ploteczek o grupie ludzi, która nie ma sobie równych. Mówiono o latających znakach drogowych i automatach... Także słyszałem trochę o jeźdźcu bez głowy, więc dalej żyją. Właściwie to czego się spodziewałem? Wszyscy najsilniejsi ludzie w Tokio przetrwali, wliczając mnie. Oczywiście ja jestem typem samotnika więc nie dołączyłem do żadnej grupy, to nie w moim stylu, a poza tym nie lubię działać w grupie. Tam trzeba sobie ufać,a to nie dla mnie. Jeśli będę polegać na innych umrę, ufam tylko sobie i polegam na sobie. Nie potrzebuję nikogo innego. Jeśli komuś zaufam zostanę tylko zraniony. Sam radzę sobie najlepiej. Wiem, że przeżyję, ponieważ nie muszę patrzeć na innych. Nie potrzebuję bliskości drugiej osoby aby przetrwać, jestem samowystarczalny. Mimo iż przez ten pierwszy tydzień było zabawnie, teraz zaczęło mnie to nudzić... Wojsko na nic się nie przydało, sprawiło tylko, że liczba zombie wzrosła. Jak by nie patrzeć Japonia została całkowicie opanowana. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Żadne państwo UE nam nie pomogło, a ja znam ten powód bardzo dobrze. Ahhhh... Może jeszcze coś ciekawego z tego całego zamieszania wyniknie? Uśmiechnąłem się do siebie. Kiedy tak teraz sobie myślę, to wydanie tych paru milionów na zbudowanie tego schronu było całkiem rozsądną decyzją. Najlepszy i najnowocześniejszy system zabezpieczający, mini arsenał, prowiant na wiele lat, dostęp do czystej wody, własny generator prądu i co najważniejsze wiele kamer rozmieszczonych w całym Tokio. To raj... Jedyne co mnie denerwuje to to iż budowniczy zrobili za wiele pokoi, za które musiałem bulić a stoją puste. Tch... Nie przemyślałem tego tak dobrze jak chciałem, ale teraz już nic na to nie poradzę. Chyba wyjdę sobie na przechadzkę. To nie w moim stylu aby cały czas siedzieć w zamknięciu, muszę się poruszać i zrobić troszeczkę zamieszania.
Shizuo
-KURWA~~~ Ile ich tu nalazło! - wykrzyknąłem do Shinry, który właśnie wyjmował maczetę z głowy zombie.
- To zapewne dlatego, że zrobiliśmy tyle hałasu! - wykrzyknął do mnie - No gdzie jest reszta? Jak tak dalej pójdzie nie zdołamy już odpierać ich ataków!
- Powinniśmy przetrzymać do czasu przybycia Celty i reszty! Nie mam zamiaru tu umierać! - i po tych słowach zabraliśmy się za własną obronę.
( 7 dni wcześniej )
Kiedy Izaya wyszedł z tamtego pokoju, byliśmy totalnie skołowani, nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. Nie wiem czy byłem przerażony czy zły. Shinra spanikowany najszybciej jak mógł zadzwonił do Celty i kazał jej sprowadzić do nas jak najwięcej ludzi, mówił dość chaotycznie, ale widocznie go zrozumiała. Czekaliśmy w ciszy parę minut, więc kiedy Celty wpadła do pokoju z hukiem podskoczyliśmy w zaskoczeniu. Za nią widzieliśmy dość dużą grupę żółtych szalików, Kidę, Ryuugamine, Anri, Simona, Tom-san'a i jeszcze około dziesięciu innych ludzi. To był dość słaby pomysł aby wprowadzać ich wszystkich do tego małego pomieszczenia, ale co poradzić. Wszyscy ludzie byli spanikowani i nie wiedzieli o co chodzi. Jeśli to co mówiła zawszona menda to prawda, to zostaniemy zaatakowani. Więc jeśli czegoś nie zrobimy zostaniemy zniszczeni. Wyszedłem na środek i wydarłem się:
- LUDZIE~! Weźcie się w dupę ogarnijcie! Sytuacja jest kryzysowa, przyznaję, ale nie możemy panikować! To najgorsze co możemy teraz zrobić! Trzeba się wziąć w garść i szybko wymyślić jakiś plan, ponieważ jeśli będziemy tu tak sterczeć i się mazać to od razu możemy sobie wpakować kulkę w łeb.
-Shizuo! Nie strasz ich! Nie widzisz, że są przerażeni? - zganił mnie Shinra i sam zacząłem myśleć iż trochę przesadziłem, ale zauważyłem, że atmosfera w pomieszczeniu uległa zmianie, wszyscy wzięli głębokie oddechy i zaczęli na mnie patrzeć.No i co ja mam teraz kurwa zrobić? Wyrwałem się z tym przemówieniem i nawet tego nie przemyślałem... Ehhhhh...
- Więc... Ehm.No kurwa!! Jeśli dobrze myślę, to naszym priorytetem będzie znalezienie dobrej kryjówki - powiedziałem drapiąc się w głowę. Wszyscy w jednym momencie zaczęli rozmawiać, które miejsce byłoby najlepsze, totalnie się rozluźnili. Chyba taki miał być efekt no nie? Więc w ciągu kilku dni nasza grupa znacznie wzrosła, przyłączył się do nas gang Żółtych szalików, oraz kilku innych ludzi. Staliśmy się strasznie zorganizowani i szybko załapaliśmy jak mamy przeżyć w tym świecie, chociaż nie było łatwo dawaliśmy sobie radę, a to wszystko dzięki wzajemnemu zaufaniu. Cały czas trzymaliśmy się w niewielkiej grupie, ponieważ samemu byśmy długo nie pożyli. Zombie całkowicie nie przypominali tych, które pokazywano w telewizji. Oczywiście zdarzały się egzemplarze mniej inteligentne i wysportowane, jednak większość z nich była szybka i potrafiła myśleć, co było jak kij w dupie utrapieniem. Kiedy już raz Cię zobaczyli miałeś przerąbane, zwłaszcza jeśli nie potrafiłeś się obronić, dlatego po naszej pierwszej akcji zrozumieliśmy iż nie wszyscy nadają się do wychodzenia na zewnątrz, więc podzieliliśmy się na grupy. Pierwsza grupa to grupa domowa, czyli jak zapewne można się domyślić nie wychodzą na zewnątrz i nie uczestniczą w akcjach, odpowiadają za posiłki i leczenie rannych. Kolejną grupą jest grupa zwiadowcza, która odpowiada za przygotowanie całej wyprawy, tak aby nie było problemów typu, wychodzimy ze sklepu z łupem i trafiamy na bandę zombie przez co umieramy. Trzecią grupą jest tak zwana grupa szturmowa, czyli grupa, która wychodzi na zewnątrz, walczy z zombie i zdobywa potrzebne rzeczy. Ostatnią grupą, wprawdzie niepotrzebną, jest grupa ratunkowa, jeśli ktoś z nas wpadnie w kłopoty jej zadaniem jest odratowanie danej osoby. Muszę przyznać, że przez ten tydzień naprawdę wiele osiągnęliśmy, nie mieliśmy za wiele czasu a zajebiście się zorganizowaliśmy. Takie poważne przedsięwzięcia do mnie nie pasują, jednak w jakimś stopniu jestem z siebie dumny. Nareszcie moja siła się komuś przydaje i co z tego, że na prawie każdej akcji służę jako wabik na zombie, aby odciągnąć je od reszty. Trochę to smutne, ale dawno nie byłem tak szczęśliwy. Tak wiem, jestem tak wielkim debilem aby cieszyć się z czegoś takiego w czasie apokalipsy, kiedy cały japoński naród jest zagrożony, ale walić to. Nareszcie jestem szczęśliwy i już od tygodnia nie widziałem tej durnej wszy. Co do niego mam teraz pewne mieszane uczucia, jakby nie patrzeć starał się nas wszystkich ostrzec, jednak dalej jest tą tępą mendą, która niszczy mi życie, dlatego właśnie staram się o nim nie myśleć. Teraz muszę się jedynie skupić na przetrwaniu.
(Teraźniejszość)
Z wielkim trudem odpieraliśmy ataki zombie. Nie dość, że byłem padnięty ponieważ stałem dziś w nocy na warcie, to jeszcze muszę tu walczyć u boku Shinry, który przynależy do grupy DOMOWEJ. Durny doktorek uparł się aby iść z nami na akcję i co z tego mamy? To że zwrócił na nas uwagę wszystkich zombie w dzielnicy bo jakimś cudem zranił się w nogę. Spróbowałem nie myśleć o niczym błahym, jak np, tym żeby zmiażdżyć głowę pewnego nieogarniętego człowieka obok mnie, który nie umiał się obronić. Nagle usłyszałem krzyk. Obejrzałem się za siebie i zauważyłem, że Shinra upadł a nad nim pochyla się jakiś tłusty zombie zjeb. Wyciągnąłem zza pazuchy maczetę i beż żadnych ograniczeń zacząłem rozwalać zombiakowe łby. Jeden rzucił się na mnie od tyłu, drugi zaszedł mnie od przodu. Dranie. Z szybkością kolibra przemyślałem cały plan, jeśli tego z przodu rozwalę pierwszego to ten drugi wgryzie mi się w szyję i będzie po mnie, jeśli pierwszego rozwalę tego na plecach nie będę przez jakieś 3 sekundy widział co robi ten z przodu, jednak ryzyko ugryzienia jest mniejsze. Ehhh... Po co ja w ogóle myślę. Wyjście jest proste. Tego z przodu kopnąłem jak najmocniej umiałem przez co odleciał dobre 10 metrów i zatrzymał się dopiero na ścianie jakiegoś budynku. Szybko nawet się nie zastanawiając zamachnąłem się maczetą i wbiłem ją prosto w oko zombie,jednak to go nie powstrzymało. Dalej próbował mnie ugryźć jednak szybko zrzuciłem go z siebie, sam nie wiem jak. Wyjąłem nóż z jego oka i potężnym ciosem rozpołowiłem jego głowę na dwie zajebiście równe części. Obróciłem się w stronę Shinry martwiąc się, że już za późno, jednak doktorkowi nic nie było. Przybył jego czarny jeździec. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Spóźniliście się.
- Najwidoczniej przybyliśmy na czas - odpowiedział stojący obok Celty, Simon, który także uśmiechał się od ucha do ucha. Szybko zwinęliśmy manatki i pobiegliśmy w kierunku naszej skrytki. Nagle zatrzymałem się czując na sobie czyjś wzrok, był tak czujny, że po plecach przebiegł mnie dreszcz. Zacząłem się rozglądać, jednak niczego nie zauważyłem. Co ja do cholery robię?! Muszę stąd wiać! I pobiegł za przyjaciółmi. W tedy jeszcze nie wiedział iż przeczucie Go nie myliło i ktoś naprawdę czujnie go obserwował z ciemności.
Izaya
Już dawno się tak nie ubawiłem. Shizu-chan naprawdę jest bestią, a ta oto apokalipsa jest jego prawdziwym żywiołem. Tylko kiedy walczy można zauważyć jego szeroki uśmiech na twarzy jednak on sam tego nie zauważa. To naprawdę było przeznaczenie. Spokojnie sobie wyszedłem z mojej kryjówki, a tu nagle widzę blond czuprynę biegnącą alejkami. Myślałem co by tu zrobić aby trochę uprzykrzyć mu życie, kiedy nagle zauważyłem biegnącego za nim Shinrę, który ledwo co nadążał za tempem blondyna. Idelnie. Rzuciłem gwiazdką w stronę Shinry i zrobiłem głębokie wcięcie w jego nodze, która zaczęła obficie krwawić. Po chwili zrobiłem wielkie zamieszanie wśród zombiaków i pokierowałem je w stronę mojej blond bestii. Dalej poszło z górki, jako, że doktorek nie jest typem sportowca, a rozcięcie na nodze całkowicie krępowały jego ruchy. Ahhhh, trochę jednak żal mi Shinry bo będzie miał przerąbane u Shizusia ale co poradzić. Ehhh,miałem troche ubawu, ale i tak było to mniej niż się spodziewałem, poszło za łatwo. Ten świat powoli zaczyna mnie nudzić. Co ja mam teraz robić? Muszę coś wymyślić, bo jak nie to zanudzę się na śmierć. Nie żebym miał umrzeć od czegoś tak błahego. Najbardziej martwi mnie to iż okazuję się, że Shizuo jednak posiada mózg a co najgorsze... Potrafi z niego korzystać. Naprawdę się zawiodłem, nie dość, że myśli to używa swojej siły do pomocy innym. Powinienem wkroczyć do akcji. Tak sobie myślałem spokojnie spacerując opustoszałymi ulicami Ikebukuro. Zaczynało się ściemniać i powinienem się gdzieś ukryć, ponieważ z tego co zaobserwowałem to zombie stają się bardziej aktywne nocą. Są bardzo niebezpieczne w dzień, a w nocy to po prostu bestie żywcem z czeluści hadesu. Nagle ogarnęła mnie totalna deprecha, jakoś straciłem powód aby się schować. Mój idealny świat, który tyle tworzyłem, w jednej minucie został zniszczony.
**
Izaya popatrzył w niebo z miną, która mogłaby przynieść na myśl iż był smutny. Mimo wszystko nie chciał aby to się stało, dlatego właśnie chciał zawiadomić odpowiednie osoby. Udaje przed innymi, że taki stan rzeczy jak najbardziej mu odpowiada, bo nie chce aby inni ujrzeli jego prawdziwe uczucia. A nawet, co z tego jeśli by im powiedział o tym co myśli. I tak by mu nie uwierzyli, w końcu jest bezdusznym draniem.
Izayę zamurowało, przeszedł go nieopanowany dreszcz a ciało zlał pot. Nie potrafił powstrzymać drgawek, nie wiedział co się stało, zaczął się rozglądać i... znalazł. Te oczy. Granatowe jak noc, uważnie śledziły każdy jego ruch. Nie potrafił się ruszyć, nie wiedział dlaczego tak się dzieje, aż nagle uświadomił sobie co odczuł. To strach. Poczuł się niekomfortowo, upadł na kolana a ciałem wstrząsały konwulsje, chciał zwymiotować, ale nie mógł. Nie wiedział skąd ani dlaczego, otoczyło go 10 par granatowych oczu, które lśniły w ciemnościach. Przez myśl przeszło mu "Czy tak mam umrzeć"?
**
Shizuo
**
Leżał w ciepłym łóżeczku, a zza ściany słyszał śmiechy i chichy swoich kompanów, którzy opijali udaną wyprawę. Pomyślał iż jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. Nagle ni stąd ni zowąd przeszedł go silny dreszcz i oblał go zimny pot. Nie miał pojęcia co się dzieje. Wstał z łóżka i wyjrzał w ciemną noc, spojrzał na księżyc jakby lekko zaczerwieniony. "Co się dzieje?" I tak zaczęła się długa noc w Tokio
**
I koooniec~! Ołłł yea. Jak dobrze pójdzie to może jeszcze 2 rozdziały z tego będą :3 Więc nareszcie wróciłam i zaczęłam pisać, więc teraz przyrzekam na moją zaczepistą gitarę, że nie będziecie musieli tak długo czekać na jedno durne opowiadanie xD Wracam do życia, że tak powiem. Więc, opowiadanie nie było na korekcie u Haru-chan więc zapewne brakuje przecinków, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie~~! Mam nadzieję, że opo się podobało!! Piszcie opinie : *
Pozdrowionka Nanako
Subskrybuj:
Posty (Atom)